Wednesday, July 04, 2007

Bój o duszę świata

Grzegorz Górny

W książce „Przekroczyć próg nadziei” Jan Paweł II pisał, że toczy się dziś bój o duszę współczesnego świata. Najsilniejsze stracie ma zaś miejsce tam, gdzie duch tego świata zdaje się najmocniejszy. I precyzował: „Encyklika »Redemptoris Missio« mówi o nowożytnych areopagach. Areopagi te to świat nauki, kultury, środków przekazu; są to środowiska elit intelektualnych, środowiska pisarzy i artystów”.

Dlaczego właśnie te areopagi są tak ważne w walce o dusze? Dlaczego Papież pisał, że właśnie w tych miejscach ów konflikt jest najsilniejszy? Pewną podpowiedzią mogą być słowa najwybitniejszego teoretyka komunikowania masowego Marshalla McLuhana, który zadał swoim studentom pytanie: „Jak się łowi dzisiaj ludzkie dusze: wędką czy siecią?”. Kiedy milczeli, odpowiedział, że dziś nie robi się tego ani wędką, ani siecią – wędką łowiono w czasach Sokratesa lub apostołów, gdy przepowiadano ustnie; sieć zarzucano od czasów Gutenberga, gdy pojawił się druk. Dziś natomiast, żeby łowić dusze, wystarczy wymienić wodę. Czyli: zmienić środowisko naturalne człowieka. I taką zmianę – jak mówił McLuhan – obserwujemy dzisiaj. Naturalnym środowiskiem człowieka coraz częściej staje się społeczeństwo informacyjne, rzeczywistość wirtualna. Więcej wiedzy o świecie czerpiemy ze środków masowego przekazu niż z bezpośredniego doświadczenia.

Diagnoza Jana Pawła II, który zawsze uznawał prymat kultury nad polityką, w tym przypadku sprawdza się znakomicie. Władza kulturowa jest bowiem silniejsza niż władza polityczna. Hollywood i CNN mają większy wpływ na Amerykanów niż Senat czy Kongres. To gwiazdy mediów (prezenterzy, aktorzy, piosenkarze, sportowcy) w stopniu większym niż politycy wpływają dziś na ludzkie poglądy, upodobania, obyczaje, mody, manie, fobie.

Zdając sobie z tego sprawę, Jan Paweł II zachęcał chrześcijan do dawania szczególnie odpowiedzialnego świadectwa na współczesnych areopagach. Środki masowego przekazu są jednym z takich miejsc – nie jest przypadkiem, że swój ostatni przed śmiercią oficjalny dokument Jan Paweł II skierował właśnie do ludzi mediów. Papież wiedział, że oprócz ewangelizacji indywidulalnej, która dąży do osobistego opowiedzenia się człowieka za Chrystusem, konieczna jest też ewangelizacja sfery kultury, nasycenie pierwiastkami chrześcijańskimi życia publicznego.

Nie ukrywamy, że jesteśmy w „Ozonie” zainspirowani wizją i nauczaniem Jana Pawła II. Chcemy pisać o sprawach społecznych, politycznych, gospodarczych, kulturalnych, ale z perspektywy chrześcijańskiej. Szczególną uwagę zwracamy na współczesne dylematy i spory cywilizacyjne, kulturowe, obyczajowe i religijne. Przy czym sporem cywilizacyjnym jest dla nas nie tylko zderzenie islamu ze światem Zachodu, lecz także konflikty wokół eutanazji, klonowania oraz inżynierii genetycznej. Tym, co nas odróżnia od innych tygodników opinii, jest też prymat, jaki w życiu ludzkim przyznajemy sferze duchowej. Uważamy ją za realną rzeczywistość, nieredukowalną do sfery psychicznej. Staramy się również zwracać uwagę na konsekwencje moralne ludzkich wyborów.

Jan Paweł II wiązał duże nadzieje z rolą Polski w zjednoczonej Europie. W porównaniu z innymi państwami naszego kontynentu jesteśmy krajem duchowo rozbudzonym i bardziej przywiązanym do chrześcijaństwa. Świadczą o tym wszystkie statystyki – od liczby powołań, przez poziom praktyk sakramentalnych, po stopień akceptacji wobec nauczania Kościoła. Ostatnie badania socjologiczne pokazały też, że młodzież w stopniu większym niż ich rodzice deklaruje swe przywiązanie do tradycyjnych wartości. W związku z tym badacze sformułowali nawet termin 4 x „R” na określenie najważniejszych ideałów w życiu młodych ludzi (rodzina, religia, rozsądek, rynek).

Niestety, potencjał ten jest niedostatecznie wykorzystany i nie przekłada się na sferę publiczną. Polski katolicyzm przypomina śpiącego olbrzyma. Stopień samoorganizacji społeczności chrześcijańskiej jest nadal zbyt mały. Jak pogodzić różne plagi i niedogodności życia społecznego z tym, że większość z nas stanowią katolicy? Zbyt wielu chrześcijan jest letnich, zbyt wielu wybiera prywatność, stroniąc od udziału w życiu publicznym.

Tymczasem Jan Paweł II wzywał do budowania cywilizacji miłości. I – co ciekawe – swojego wyzwania nie kierował wcale do polityków (wiedział, że cywilizacji miłości nie da się zadekretować ani proklamować), ale do zwykłych ludzi. To może onieśmielać, a nawet paraliżować: jak ja, normalny, przeciętny człowiek, mogę budować coś przekraczającego mnie tak wiele razy jak cywilizacja? Papież jednak wiedział, że losy świata nie zależą od niewzruszonych praw dziejowych czy skomplikowanych mechanizmów społecznych, ale wykuwają się w codziennych, życiowych wyborach konkretnych osób, rozstrzygają się w zakamarkach serc.

Walka duchowa, o której pisał Ojciec Święty, zaczyna się odwalki z samym sobą: własnym znużeniem, niechęcią, lenistwem, poczuciem bezradności, podejrzliwością, brakiem ufności, z tym wszystkim, co nas rozkłada od środka. Walkę taką toczy codziennie każdy z nas. Dopiero po przezwyciężeniu tego wszystkiego możemy zaangażować się twórczo w życie szerszych zbiorowości: rodziny, środowiska, wioski, miasta, regionu, kraju – krąg staje się coraz szerszy i oto nagle widzimy zarys cywilizacji. Wyzwanie to przywodzi na myśl aktywność pierwszych chrześcijan, którzy nie myśleli w kategoriach budowania cywilizacji czy porządku globalnego, ale pociągali innych ku sobie przykładem życia osobistego i codziennym, bezinteresownym zaangażowaniem na rzecz bliźnich. W ten sposób odmieniali oblicze kontynentów.

Kiedy w redakcji „Ozonu” dyskutowaliśmy nad sformułowaniem misji naszego pisma, na pierwszych miejscu pojawiło się właśnie określenie „cywilizacja miłości”. Jest to horyzont, ku któremu staramy się zmierzać, ale nie poprzez abstrakcyjne teorie i moralizatorstwo, lecz konkretne ludzkie przykłady, wzorce, problemy, dylematy. „Człowiek jest drogą Kościoła” – pisał w swej pierwszej encyklice „Redemptor Hominis” Jan Paweł II. Ojciec Maciej Zięba ukuł nawet powiedzenie, że papież posiada coś w rodzaju przyrządu, dzięki któremu mierzy, jak bardzo ludzkie albo też nie ludzkie są różne rozwiązania i propozycje. Także my zamierzamy przykładać taki miernik do rozmaitych sfer życia – zarówno osobistego, jak i zbiorowego. Chcemy pomóc naszym czytelnikom odróżniać dobro od zła, propozycje wartościowe od bezwartościowych. Pokazując przykłady osób, którym udało się osiągnąć w życiu sukces przy zachowaniu wierności swoim zasadom – chcemy inspirować ludzi do większej aktywności w życiu publicznym, ośmielać ich do dokonywania wyborów moralnych. Myślimy zwłaszcza o czytelnikach, którzy mają prawo poczuć się zdezorientowani, gdy zewsząd bombardowani są sprzecznymi informacjami: co innego głosi im „katecheza tego świata”, inne zasady proponuje Kościół. Chcemy im pokazać, że można być człowiekiem nowoczesnym, zanurzonym w świecie, a z drugiej – głęboko wierzącym chrześcijaninem. I nie musi być w tym żadnej sprzeczności.

Istnieją ogromne przestrzenie życia publicznego, w których pluralizm i różnorodność poglądów są nie tylko dozwolone, lecz nawet konieczne. Tak więc sfery polityki, gospodarki oraz kultury poddajemy dyskusji, krytyce i twórczej refleksji. Wszystko to ze świadomością, że ludzie mogą pozostawać dobrymi chrześcijanami, a zarazem głosować na różne partie i mieć inne poglądy ekonomiczne.

Chcemy – tak jak wzywał Jan Paweł II – być obecni na współczesnych areopagach. I chcemy zachęcać do tego naszych czytelników, choć niekiedy może to nie być przyjemne. Jest taka scena w Dziejach Apostolskich, kiedy na Areopag wybrał się św. Paweł. Najwięksi myśliciele tamtej epoki, słysząc go głoszącego Chrystusa zmartwychwstałego, uśmiechali z politowaniem i polecali mu przyjść kiedy indziej. A jednak św. Paweł nie ustawał, bo wiedział to, co napisał później św. Augustyn: „Stworzyłeś nas, Boże, dla siebie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie”, a jeszcze później Jan Paweł II: „Człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa”.

Część biblistów twierdzi, że wystąpienie Pawła na Areopagu nie zakończyło się sukcesem, gdyż większość słuchaczy pozostała nieprzekonana. Być może stało się tak dlatego, że była to jego jedyna misja opisanawDziejach Apostolskich, w której uczestniczył sam – nie było z nim ani Barnaby, ani Sylasa, ani Łukasza. Żeby brać udział w walce na areopagach, potrzeba bowiem bycia razem – poczucia wsparcia i wspólnoty. Zapraszamy do tworzenia jej razem z „Ozonem”.

No comments: