Sunday, March 29, 2009

Owocowanie - Wielki Post V B

Augustyn Pelanowski OSPPE

W Jerozolimie uczniowie nie wierzyli w na- wrócenie Szawła, gdyż pamiętali jego prześladowcze czyny. Nie wiedzieli jeszcze o przebaczeniu i umiłowaniu Szawła przez Jezusa, który go oczyścił i usprawiedliwił. Patrząc na innych, oceniamy ich często powierzchownie. Zapominamy o tym, że Bóg ich kocha. Gdybyśmy wiedzieli, jak bardzo, mielibyśmy odwagę do umiłowania ich.

Latorośl, która przynosi owoc, jest oczyszczana, przycinana i podwiązywana do palika. Człowiek, który zaczyna owocować duchowo, jest przycinany w tym, co jest w nim nieopanowane, błędne, grzeszne. W końcu jest przywiązywany do swojego krzyża, tak jakby ogrodnik zwrócił osieroconej gałęzi oderwany owoc i z powrotem go cudownie wszczepił. Latorośl, która nie rodzi owoców, jest odcinana, wyrzucona i spalona. Człowiek, który nie daje owoców nawrócenia, odpada od Boga i pochłania go najpierw ogień złości i żądzy, później zaś ogień otchłani.

Decydujące znaczenie ma owocowanie. Czy twoje życie przynosi owoc, czy też żyjesz bezowocnie? Czym jednak jest ten owoc? To nie jest zrealizowanie swoich marzeń lub pragnień, samorealizacja, sukces. Biblia mówi, że gdy Adam i Ewa zerwali owoc z drzewa poznania, spowodowali, że raj stał się matnią, gąszczem złowrogim, mroczną dżunglą, która dla nich samych stała się zasadzką. Owoc bez łączności z drzewem gnije. Człowiek bez krzyża ginie w bezsensie. Pierwsi rodzice ukrywając się przed Bogiem, stracili Go z oczu i stał się On dla nich niedostępny. Im usilniej próbujemy wypełnić nasze życie wszystkim, oprócz Boga, tym wyraźniejsza staje się nasza frustracja i zawiedzenie. Życie jest owocne, gdy mamy dowody nawrócenia ku Bogu. Tak jak kwiat, który zwiastując owoc, kieruje się ku słońcu, tak ludzkie serce, gdy zaczyna szukać w Bogu światła, zwiastuje przyszły owoc. Św. Paweł mówi: „Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda. Badajcie, co jest miłe Panu. I nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności” (Ef 5,9–11).

Karol de Foucauld przed nawróceniem nieustannie powtarzał krótką modlitwę: „Boże, jeżeli jesteś, spraw, bym Cię poznał!”. Czy było to miłe Bogu? Oczywiście, dlatego przyszedł czas, kiedy jego modlitwy przyniosły owoc nawrócenia. Przyjął krzyż samotności, przed którym uciekał całe dotychczasowe życie, zatracając się w namiętnych grzechach. Wyobraźmy sobie ogród, w którym jest wiele drzew. Gdy ludzie go nawiedzają, wyszukują tylko te drzewa, które mają kwiaty lub owoce, inne są pomijane. Ludzie wyczuwają modlącego się człowieka i takiego, który nie odrywa się od drzewa swego krzyża, bo tylko taki jest dla nich kimś miłym jak aromat kwiatu i pożywnym jak miąższ owocu. Podobnie Bóg wyszukuje pośród ludzi tych, których już wyróżnia aromat modlitwy, i tych, którzy już mają smak podobieństwa do Jezusa. Świętego poszukują nie tylko ludzie, również dla Boga jest on kimś nieustannie upragnionym.

Saturday, March 21, 2009

Cała prawda IV B

Augustyn Pelanowski OSPPE

Babilończycy zburzyli Przybytek Pana, a Żydów uprowadzili w niewolę. Po kilkudziesięciu latach Cyrus pozwolił im nie tylko wrócić, ale i odbudować świątynię. Budujemy swoje życie, ale w końcu ono zapadnie się w śmierć, jednak Chrystus przez wielką swą miłość, przywróci nas do życia na wyżynach niebieskich. Ten piękny tekst z listów Pawłowych dotyczy najistotniejszej z tajemnic chrześcijaństwa: ZBAWIENIA, które jest łaską Boga dla człowieka. Jesteśmy zbawieni łaską. Nie zbawiamy się sami, lecz jesteśmy zbawiani. Nie jest to efekt naszych wysiłków, lecz efekt Bożego ograniczenia swej sprawiedliwości, na korzyść nieograniczonego miłosierdzia.
Każdy człowiek potrzebuje zbawienia. Czy życie nie pokazuje nam codziennie, iż każdego dotyka cierpienie, choroby, nieszczęścia, wreszcie śmierć? Za tym wszystkim ukrywa się władza skutków grzechu oraz sił wrogich człowiekowi, czyli podszeptów szatana, który ma wpływ na nasze życie – wpływ najfatalniejszy. Celem złego ducha jest doprowadzenie człowieka do wieczystego cyklu nieszczęść i autodestrukcji. Bóg nie chce, aby udręki ciągnęły się za ludźmi przez wieczność. Bóg nie chce, abyśmy przez grzechy doprowadzili do takiej nienawiści do siebie samych, by nie móc przyjąć siebie w obliczu ostatecznej Prawdy. Wobec Boga Prawdy nikt nie będzie mógł się ostać, nie będąc prawdziwy!
Jak trudno było Nikodemowi stanąć w świetle! Nawet jego rozmowa odbyła się nocą. Śmierć będzie początkiem odsłonięcia się całej prawdy o nas samych. Nie tej prawdy, którą budujemy na własnych przekonaniach o sobie, lecz prawdy, którą widzi w nas Bóg. Jest gigantyczna różnica między tym, co sami o sobie myślimy, a tym, co naprawdę sobą reprezentujemy. Śmierć będzie trudnym momentem wstrząsającego zdemaskowania. Nikt by tego nie wytrzymał, więc Bóg nas zbawia, usprawiedliwia, przebacza już teraz. Z dnia na dzień, a może częściej z nocy na noc, pozbawiani jesteśmy złudzeń o sobie i całym losie. Spowiadamy się, czyli bierzemy odpowiedzialność za nasze mroczne czyny, jednocześnie stając się coraz bardziej sobą. Pierwszą stroną zbawienia jest usprawiedliwienie z grzechów. Druga strona zbawienia jest o wiele wspanialsza: życie wieczne w nieutracalnym szczęściu. Światło słów Boga nie tylko odsłania mroki naszego sumienia, ale też odsłania nam prawdę o miłości Boga, Jego obietnicach i wreszcie szczęście życia w Nim. Nikt jednak nie zobaczy szczęścia nieba, kto ukrywa przed sobą samym nieszczęście grzechu. Im głębiej stajemy się uczciwi w wyznawaniu grzechów, tym bardziej zostajemy wyniesieni na wyżyny niebieskie. Wywyższenie Syna Człowieczego dokonało się w tym momencie, w którym uniżył się aż do całkowitego obnażenia, gdy już żadna szata nie skrywała jego Ciała. Kwiat staje się owocem, gdy odpada z niego ostatni zwiędnięty płatek.

Wahadełko nad kotletem IV B

Augustyn Pelanowski OSPPE

Wszyscy na- czelnicy Judy, kapłani i lud mnożyli nieprawości, naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich. – Słyszymy tysiące razy, że na Zachodzie coś już dawno zaistniało, dlatego najwyższy czas, by i Polacy poszli tymi samymi śladami. Tak się argumentuje związki homoseksualne, aborcję, eutanazję, polityczne i ekonomiczne mody. Jerozolima spłonęła, ponieważ nikomu serce nie płonęło już miłością do Boga przy czytaniu świętych wierszy Tory.

Historia wraca. Dziś ludzie zamiast szkaplerza noszą amulety, zamiast klęczeć przy konfesjonale, leżą na kozetkach psychoanalityków lub chodzą do wróżki. Dzieci zamiast medalików z aniołami noszą w kieszeniach pokemony. Młodzież rozczytuje się w „Kodzie Leonarda da Vinci”, który szatkuje jej inteligencję skuteczniej niż nóż pekińską kapustę. Plakaty zapraszają na medytacje transcendentalne, które za jedyne 50 złotych obiecują przeniesienie w inny wymiar. Dlaczego tak się dzieje? Harald Baer stwierdza: „Eksplozja okultyzmu jest zjawiskiem protestu przeciw skostniałemu chrześcijaństwu”. Fascynacje okultyzmem to przejaw niewystarczalności elementu mistycznego w Kościele, a także pewnej ignorancji. Znachorstwo, wróżbiarstwo, jasnowidztwo, medytacje wschodnie i wiele innych alternatywnych bezdroży duchowych wpycha człowieka w ewolucyjny regres. Oczywiście dla pełniejszego obrazu potrzeba jeszcze alternatywnej medycyny, homeopatii, uzdrowienia magią, odrobinę spirytyzmu, hipnozy, bioenergoterapii, radiestezji, tajemniczych transów. Może jeszcze wahadełko nad kotletem sprawdzające, czy jest duchowo pozytywny, i jeszcze kilka akupunkturowych szpilek srebrnych w czubek zadartego nosa. Co jest efektem takich poszukiwań? Niewyjaśnione depresje, nieobliczalne zachowania, niekontrolowane pożądanie, seksualne deformacje, złość nie do powstrzymania, obsesyjne myśli i uczucia, nieustanny strach, niepokój, nerwowość lub neurotyczne zachowanie, myśli samobójcze, obojętność dla spraw duchowych, bluźniercze myśli przeciwko Bogu, wstręt do sakramentów, powtarzające się niepowodzenia. Nie każda duchowość jest od Ducha Świętego, istnieją również duchy ciemniejsze niż noc i wprowadzające człowieka w coś gorszego niż zwykła ciemnota. „Magia jest mocą bezbronnych” – wyjaśnia Hubert Kohle. Czy można się dziwić, że w Polsce mamy dwa razy więcej egzorcystów niż dziesięć lat temu? Czy można się dziwić, że są przeciążeni i oblężeni przez przerażonych penitentów?

Nikodem przyszedł w nocy i rozmawiał w ciemnościach z Jezusem. On był w ciemnościach. Właściwie to ciemności zmusiły go do poszukiwania Jezusa. To, co przymusza nas do nawrócenia, to zniewolenie ciemnością, widoczne działanie sił mroku. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła. Wielu ludzi powraca do Boga dopiero wtedy, gdy bezbożność doprowadza ich do takiej męki, że życie staje się dla nich nie do wytrzymania. Jak z tego wyjść? Pierwsza rzecz – to powrócić do Jezusa Chrystusa, choćby w ciemnościach nocy!

Wednesday, March 18, 2009

Fasting is Preparation for Feasting

Christopher West

The season of Lent is upon us and Catholics around the world are embracing various forms of fasting and abstinence in preparation for the holiest week of the year. But why do we fast? How does saying no to food or other bodily pleasures actually increase our love for God?

Christian fasting is not rooted in suspicion towards or rejection of the physical world, the human body, or the pleasures of food. Precisely the opposite. Only those who know how to fast properly know how to feast. We fast, first of all, the Catechismsays, to "prepare us for the liturgical feasts" (CCC 2043).

Fasting allows us to feel our hunger. And feeling our physical hunger can, if we allow it, lead us to feel our spiritual hunger, that is, our hunger for God. Think of the woman at the well: she came there physically thirsty and left with the promise of living water flowing from the well of salvation.

If feeling our hunger can awaken our spiritual senses, never feeling hunger can dull them. Furthermore, when we always satisfy our hunger, we can become enslaved by the pleasures of this world. Fasting and abstinence "help us acquire mastery over our instincts and freedom of heart" (CCC 2043). And this kind of freedom is especially important for people like me who loveto eat.

Oh, do I ever! In fact, at the end of a meal I often feel a pointed (and even poignant) sadness. I sometimes find myself picking the minutest of crumbs off my plate in an attempt to stretch the enjoyment until every last morsel is gone. But I'm only putting off the inevitable. This meal is going to end. It's going to end! One more crumb and its over. Done. Finished. Something in me screams: No! I want this to last forever...

And there it is my yearning for the infinite ... my yearning for God. The sadness I feel at the end of a meal can either lead to gluttony (the idolatry of food) or I can accept the "pain" of my desire and allow it to open me to the living hope of the eternal banquet. Fasting, properly practiced, is a wide open door precisely to this hope.

God desires to feed us and not just from any po boysmenu, but with "juicy, rich food, and pure, choice wines" (Is 25:6), with "bread come down from heaven" (Jn 6:41). Scripture describes heaven itself as a feast, a wedding feast (see Rev 19:9). And let us not forget Christ's first miracle: at the end of the party when the wedding guests had already finished the wine, Christ provides gallons and gallons of the finest wine imaginable. As the glory of Pentecost indicates, we are all called to get "drunk" on this new wine (see Acts 2:13).

This kind of "holy intoxication" is a favorite theme of the mystics. For in the Song of Songs, the King invites his bride into the "wine cellar" (1:4). Teresa of Avila offers this commentary: "The King seems to refuse nothing to the Bride! Well, then, let her drink as much as she desires and get drunk on all these wines in the cellar of God! Let her enjoy these joys, wonder at these great things, and not fear to lose her life through drinking much more than her weak nature enables her to do. Let her die at last in this paradise of delights; blessed death that makes one live in such a way."

Wow! If authentic Christian fasting is meant to prepare me for this kind of feasting, bring it on! But what, we might ask, is the difference between this kind of "holy indulgence" and the frat-party beer bong? It's this: we become gluttons and drunkards when we seek satisfaction of our desire for Infinity in the earth's wine, but we become saints when we seek satisfaction of our desire for Infinity in heaven's wine.

Should we, then, reject the earth's wine? No! That is the essential error of puritanism and Manichaeism - the idea that the physical world and its pleasures are evil. No, they aren't evil. Properly embraced, they are little sacraments, little foretastes of heaven.

In fact, how does God communicate heaven's wine to us? Precisely through earth's wine: "Blessed are you, Lord, God of all creation. Through your goodness we have this wine to offer, fruit of the vine and work of human hands. It will become our spiritual drink." But in order to enter the Infinite delights of this liturgical feast, we will need to learn to fast.

Saturday, March 14, 2009

Ciało jak katedra - Welki Post IIIB

Augustyn Pelanowski OSPPE

Herod, przebudowując drugą świątynię jerozolimską, używał gigantycznych bloków skalnych. Niektóre z nich miały ponad dziesięć metrów długości i ważyły do sześciuset ton. Dziś została ruina muru zachodniego. Poważna liczba ludzi jest przekonana o wyjątkowości swojego istnienia, która zapewni im nienaruszalność. Myślą, że do każdego może zbliżyć się śmierć, ale nie do nich! Podobne wyobrażenie mają o życiu, powinno być nieustanną gratyfikacją i spełnieniem oczekiwań. Powinni jeść makaron al pesto, popijając winem Carlo Rossi, albo meksykańską enchidalas, zalewając tequilą, i nie odcierpieć tego bólem wątroby! Powinni mieć powodzenie u płci przeciwnej doprowadzające ją do wytrzeszczu oczu. Oczekują, że będą zawsze zdrowi jak kaukaski góral i nie będą chorować na raka krtani mimo palenia kubańskich cygar! Powinni być piękni nawet w wieku emerytalnym. Mądrzy i posiadający zawsze rację, jak to się zdarza adwokatom amerykańskim w procesach o odszkodowania.
Ale pewnego dnia, mimo że nawet na jedną sekundę nie dopuszczali do siebie myśli o zawaleniu się ich życia, wszystko runie jak mur z pustaków. Budowla ciała, gmach myśli, architektura uczuć, twierdza wiedzy, wszystko się rozleci! Jezus mówi jednak o odbudowaniu Jego Ciała. Święty Augustyn, w jednej ze swych homilii, zinterpretował owe 46 lat, na które powoływali się Żydzi, jako ukryte słowo ADAM, gdyż w greckiej gematrii, litery tego słowa dają sumę 46. Zburzenie starego Adama, człowieka zainfekowanego grzechem, jest nieuchronne, tylko czy równie nieuchronne jest jego powstanie w trzech dniach? Czy znowu człowiek będzie miał 46 chromosomów?
Gdyby ktoś porównał rozetę z katedry w Chartres i obraz obrotu spirali ludzkiego DNA widziany z góry, to doznałby olśnienia: są takie same. Świątynią jest nasze ciało. Rozumieli to średniowieczni architekci, którzy w szczegółach katedr ukrywali informacje o zbawieniu, a kształt tamtych gmachów przypominał układ ludzkiego ciała. Weźmy na przykład katedrę w Troyes: „Zauważono, że zwornik sklepie­nia w prezbiterium znajduje się na tej wysokości, która, liczona jak należy w stopach i calach, wynosi 88 stóp i 8 cali, zatem 888, co jest liczbą odpowiadającą imieniu Jezus pisanemu po grecku. Więcej jeszcze: zabity Baranek i Chrystus w Majestacie są przedstawieni w zworniku tego sklepienia na tej samej wysokości 88,8 o kilka sążni od witraża, na którym święty Jan pisze swoje proroctwo. W taki sposób 888 jest sumą sześciu liter greckich składających się na imię IHSOUS: I (10) H (8) S (200) O (70) U (400) S (200) 888” (Jean Hani).
Ciało może być świątynią, ale też złotym cielcem. W Księdze Wyjścia, tam gdzie jest mowa o tym, jak ma być zbudowany Przybytek Boga, jest też mowa o orgii wokół złotego cielca. Możemy albo swoje ciało uczynić świątynią dla Boga, albo z ciała uczynić bożka.

Budynek do rozbiórki - Wielki Post III B

Augustyn Pelanowski OSPPE

Zwykle znak oczyszczenia świątyni jest odczytywanyjako symbol wyrzucenia z naszego sumienia bałwochwalstwa,które zawiera się w wielkiej chciwości. To prawda, ale gdybyś przyjrzał się swojemu życiu, zobaczyłbyś, że zbudowane jest ze strachu, lęku, ambicji, chciwości, żądzy i dumy. W takiej budowli nie da się zdrowo oddychać, jej ściany są toksycznie zagrzybione i dlatego potrzeba wszystko zburzyć. Bronisz swego planu życia, ale nie jesteś w nim szczęśliwy. Coś musi być zburzone, by mogło być na nowo odbudowane.

Czy pozwalasz Chrystusowi burzyć i wyganiać z ciebie handel ze światem? Czy pozwalasz Mu zburzyć w sobie twoje narcystyczne przekonania o tym, że wszystko ci się należy, i że każdy powinien ci służyć, i wszystko powinno być według twoich architektonicznych planów, nakreślonych egocentrycznymi pragnieniami? Skarżymy się, że życie nam się rozwala, rozsypuje, nie idzie nam tak, jak zamierzyliśmy, że nie realizuje się nasza egocentryczna architektura. Ale jeśli coś się rozsypuje, to tylko dlatego, że ma bałwochwalczy fundament. Jeśli twoje życie jest w rozsypce, to dobrze, bo wreszcie można oddać budowę w ręce Syna cieśli. Rozsypka to skutek fałszywego fundamentu przekonań.

Co bowiem myślisz tak naprawdę o miłości? Czy nie wyobrażałeś sobie, że miłość to nieustanne wymuszanie na innych ubóstwiania ciebie i zapewnień, że jesteś najcudowniejszą osobą na świecie? Czy nie jest tak, że bardziej liczysz się z opiniami innych ludzi niż z Biblią? Czy nie wmówiłeś sobie, że trzeba kierować się sercem, czyli ślepymi afektami, które zapędziły cię w pułapkę nienawiści, zależności oraz zazdrości? A twoja fałszywa skromność, czyż nie była tak naprawdę lękiem przed podejmowaniem decyzji i oglądaniem się na innych? A twoje pojęcie o doskonałości? Co ono naprawdę ma wspólnego z doskonałością ewangeliczną, a może o wiele więcej z perfekcyjną i znerwicowaną wolą podporządkowania sobie dzieci i współmałżonka, psa oraz rybek akwariowych? Czy twoja szlachetność nie jest tak naprawdę troską o pozory? Albo czy pod pozorem oszczędności nie ukrywają się wykorzystywanie innych i zwykłe oszustwa? A twoje modlitwy, czy nie są rozkazami? Czy nie mylisz bycia dobrym z tym, by tobie tylko było dobrze?

Wydaje ci się, że jesteś wyjątkowo dobry i uczciwy, ale to może istnieć tylko w twojej wyobraźni. To, za kogo się uważasz, musi runąć, bo nie jest prawdą, tylko parawanem, za którym ukrywają się lęk, nienawiść do siebie i skrywanie bezsilności. Jest wiele pytań, które powodują, że nasz gmach życiowy pęka, smagany biczami prawdy. Jest jeszcze więcej odpowiedzi, które dają nam szansę na odbudowę. Wszystkie jednak są w Chrystusie. Jeśli z Nim umierasz, to i żyć będziesz w nowym przybytku Ducha. Nowy gmach istnienia ma być zbudowany na słowach Boga, na dziesięciu przykazaniach. One nigdy się nie zdezaktualizują.

Sunday, March 08, 2009

Christ's Transfiguration - Lent II B

Benedict XVI

Dear Brothers and Sisters!

As you know, this past week I was on retreat together with my colleagues in the Roman curia. It was a week of silence and prayer: the mind and heart were able to dedicate themselves entirely to God, to listening to his Word, to meditation on the mysteries of Christ. In a certain way, it was little like what happened to the apostles Peter, James and John when Jesus took them away with him up the mountain alone, and while he prayed was "transfigured": his face and his person appeared luminous, shining. The liturgy re-proposes this celebrated episode today in fact, the second Sunday of Lent (cf. Mark 9:2-10). Jesus wanted his disciples, especially those who would have the responsibility of leading the newborn Church, to directly experience his divine glory, to be able to face the scandal of the cross. Indeed, when the hour of betrayal comes and Jesus retires to Gethsemane to pray, he will keep the same Peter, James and John close by, asking them to keep watch with him (cf. Matthew 26:38). They cannot do it, the grace of Christ will sustain them and help them to believe in the Resurrection.

I would like to stress that Jesus' transfiguration was essentially an experience of prayer (cf. Luke 9:28-29). Prayer, in fact, reaches its culmination -- and thus becomes the source of interior light -- when the spirit of man adheres to that of God and their wills join almost to form a single will. When Jesus ascends the mountain he immerses himself in the contemplation of the Father's plan of love, who sent him into the world to save humanity. Elijah and Moses appear alongside Jesus, signifying that the Sacred Scriptures were in agreement in announcing the paschal mystery: that Jesus had to suffer and die to enter into his glory (cf. Luke 24:26, 46). In that moment Jesus sees the cross outlined before him, the extreme sacrifice necessary to liberate us from the reign of sin and death. And in his heart he once again repeats his "Amen." He says yes, here I am, let your will of love be done, Father. And, as happened after the baptism in the Jordan, the signs of God's pleasure came from heaven: the light that transfigured Christ and the voice that proclaimed him "my beloved Son" (Mark 9:7).

Together with fasting and works of mercy, prayer forms the essential structure of our spiritual life. Dear brothers and sisters, I exhort you to find in this time of Lent moments of prolonged silence, perhaps a retreat, to reflect again on your life in the light of heavenly Father's plan of love. Let the Virgin Mary, teacher and model of prayer, be your guide in this more intense listening to God. Even in the deepest darkness of Christ's passion she did not lose but safeguarded the light of the Divine Son in her soul. For this reason let us call upon Mary with confidence and hope!

[After the Angelus the Pope said:]

Today's date, March 8, [International Women's Day] invites us to reflect on the condition of women and to renew our commitment, that always and everywhere every woman can live and fully manifest her particular abilities, obtaining complete respect for her dignity. This is the sense in which the Second Vatican Council and the pontifical magisterium -- especially in the servant of God John Paul II's apostolic letter "Mulieris Dignitatem" (August 15, 1988) -- have expressed themselves. Of more worth than the documents themselves is the testimony of the saints. And in our time there was that of Mother Teresa of Calcutta: humble daughter of Albania, who became, by God's grace, an example of charity in the service of human promotion to all the world. How many other women work in a hidden way every day for the good of humanity and for the Kingdom of God! Today I pledge my prayer for all women, that they be evermore respected in their dignity and valued in their positive possibilities.

Dear brothers and sisters, in the climate of intense prayer that marks Lent, I entrust to your remembrance the two apostolic journeys upon which, if it pleases God, I will soon embark. The week after next, on March 17-23, I will travel to Africa, first to Cameroon and then to Angola, to show my concrete nearness and that of the Church to the Christians and peoples of that continent, which is particularly dear to me. Then, on May 8-15, I will be on pilgrimage in the Holy Land to ask the Lord, while visiting the places sanctified by his life on earth, for the precious gift of unity and peace for the Middle East and for all of humanity. From this point forward I will count on the spiritual support of all of you, that God will accompany me and fill those whom I meet along the way with his graces.

Saturday, March 07, 2009

Śmierć i ekstaza - Wielki Post 2B

Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg oszczędził syna Abrahama, ale własnego nie, lecz wydał Go za nas wszystkich. A skoro poniósł za nas śmierć, co więcej, zmartwychwstał z miłości do nas, to naprawdę zdobył nas i żadne oskarżenie, wyrzuty sumienia albo perfidne potępianie szatana nie potrafią wzbudzić nawet najmniejszej wątpliwości co do nieodwracalnej woli zbawczej Boga. Pozostaje pytanie: skoro Bóg mówi o Chrystusie: „to jest mój Syn umiłowany”, to dlaczego pozwolił, aby był wydany na tak okrutną śmierć? Czy Abraham nie kochał Izaaka?

Ogromnie, a mimo to zgodził się na jego śmierć, nawet sam był gotowy go zabić! Był gotowy go zabić, bo kochał jeszcze bardziej Boga. Bóg kocha swego Syna, ale zgodził się na Jego śmierć, bo kocha również nas. I to jak, skoro nie oszczędził Syna. Z miłości ratuje się kogoś, nawet za cenę cierpienia, nawet za cenę śmierci. Tylko taka miłość się liczy, która jest silniejsza niż to, co najsilniejsze, czyli śmierć. Tylko takiemu sercu uwierzę, które pozwala sobie na cios ode mnie, a jednak nie zamyka się, tylko jeszcze bardziej na mnie się otwiera. Dlatego Jezus umarł na krzyżu. Dał mi dowód swojej miłości. Tylko takie życie się liczy, które nie lęka się śmierci, gdyż jest silniejsze niż ona.

Rzadko zdajemy sobie sprawę, na jak niebezpiecznym świecie żyjemy. Prawda o świecie dopiero dociera do nas, gdy stajemy w obliczu śmierci. Nieczęsto dociera do nas z całkowitą jawnością bolesna prawda o niemożliwości zdobycia trwałego szczęścia na tym świecie, choć motamy się ciągle w złudnych marzeniach. Śmierć wszystko nam zabierze, dlatego jakże ważne jest wiedzieć, czy śmierć jest rzeczywiście końcem, czy też początkiem. Pod powierzchniową warstwą każdego cierpienia, pod każdą samotnością i pogardą do siebie, migreną i impotencją, otyłością i cukrzycą, napięciem nerwicy i lękiem, żałobą po śmierci i kompulsywną seksualnością, nieopanowanymi emocjami i depresją, a nawet pokusami samobójczymi kotłują się pragnienia wiecznego szczęścia. Im bardziej są usilne, tym boleśniejsze jest ich niespełnienie tutaj. Bóg nie chciał, byśmy byli rozdarci przez te pragnienia i niemożliwość ich spełnienia. Czyni
wszystko, abym przylgnął do Niego już teraz, by TERAZ stało się ZAWSZE.

Po Przemienieniu apostołowie nie widzieli już nikogo przy sobie, tylko samego Jezusa. Oto właśnie chodzi-ło: nie widzieć już nikogo, tylko Jezusa! Mistyka chrześcijańska nazywa taki stan UNIO MISTICA, żydowska posługuje się słowem DEWQUT, czyli przylgnięcie do Boga, nieutracalna więź z Bogiem. Jest to za-równo zachwycająca ekstaza, jak i nieustanna świadomość Jego bliskości w każdej mizernej chwili istnienia. Świat się wtedy wygasza, jak światła w mieście nocą po awarii elektryczności, a jedynym światłem pozostaje tylko Jego postać, lśniąco biała jak księżyc.

Na górę drogą w dół - Wielki Post 2B

Augustyn Pelanowski OSPPE

Droga ku przemianie w Chrystusie wiedzie przez powolne wspinanie się nie tyle ku szczytom doskonałości, co raczej ku głębiom poznania swej samotności i pustki. Dopiero za nią widać Oblicze Szczęścia. Jest to szczyt nieoszczędzania siebie w miłości. To szczyt, który jest otchłanią i przepaścią. Sam Bóg nie oszczędził swojego Syna, i chociaż Golgota to góra, w sercu Jezusa była dolina ciemności i opuszczenia. Gdy Abraham wchodził krok po kroku po zboczu góry Moria, schodził w opuszczenie, w przepaść serca. Szczytem jego przemiany było jednocześnie duchowe opuszczenie. Dla Boga i dla Abrahama szczyt miłości oznaczał przepaść utraty najukochańszej osoby – syna!

Na taki szlak duchowego wędrowania Jezus zabrał apostołów. Zabiera i Ciebie, jeśli tylko chcesz być tak blisko, jak blisko byli Jan, Jakub i Piotr. Nie wszystkich zabrał tak wysoko i jednocześnie tak głęboko. Jezus był porywającą osobą. Seorsum solos, czyli każdego samotnie wprowadzał w tę samotność, poza którą jest dopiero pełnia Obecności. Naczynie musi być puste, by mogło być napełnione. Serce musi być samotne i opuszczone, by mogło doznać olśnienia Obliczem Boga. Na audiencję przed oblicze władcy do sali pałacu królewskiego wchodzi się samotnie. Droga z Jezusem dla każdego z tych trzech była duchową edukacją. Najpierw poznali swą pustkę i samotność, aby odkryć pełnię ojcowskiego serca, wpatrując się w Oblicze swego Nauczyciela.

Ktoś, kto nie poznał swej pustki i samotności, nie może pomóc innym przejść tą samą drogą do Boga. W tej tajemnicy nie tylko mieści się sens celibatu, ale też sens opuszczenia, jakiego doświadczają ci, którzy zostali porzuceni przez małżonka, sens wdowieństwa, sens odtrącenia przez innych, sens i wartość jakiegokolwiek osierocenia.

Pustka to pierwszy krok do pełni. Jak wielu z nas mówi: czuję się pusty, niepotrzebny nikomu i nienadający się do niczego! Z powodu takiego doświadczenia ludzie wkraczają na dwie drogi: uzależnień od jedzenia, alkoholu, internetu, seksu, pracy itd. albo na drogę coraz głębszego wznoszenia się ku odkryciu ojcostwa Bożego. Dopóki szukamy szczęścia w świecie zewnętrznym, poza drogą przez własną ciemność do światła Oblicza Bożego, jesteśmy zagrożeni uzależnieniem. Jesteśmy ogarnięci pragnieniem czegoś bardziej ekscytującego niż to, co przynosi życie. Ale kiedy to zdobywamy, stajemy się pochwyceni i zniewoleni. Pojawia się zagubienie i jeszcze większa rozpacz, bo poza Obliczem Boga żadna inna twarz nie daje nasycenia. Być może podejmujesz ciągle próby oszukania swej pustki czymkolwiek lub kimkolwiek, doświadczając w efekcie jeszcze większego wstydu. Co kilkanaście minut telewizja wmawia nam reklamami, że pełnia szczęścia jest na wyciągnięcie ręki wypełnionej banknotami. Tymczasem nic innego i nikt inny nie wypełni twojej pustki, tylko wędrówka przez swoją pustkę ku pełni Bóstwa w Jezusie.

Monday, March 02, 2009

On the Role of Angels - Lent I B

Benedict XVI

Dear Brothers and Sisters!

Today is the First Sunday of Lent, and the Gospel, with the sober and concise style of St. Mark, introduces us to the climate of this liturgical season: "The Spirit drove Jesus out into the desert, and he remained in the desert for 40 days, tempted by Satan" (Mark 1:12). In the Holy Land, west of the Jordan and the oasis of Jericho, there is the desert of Judah, which ascends to a height of over 1,000 meters through rocky valleys, stretching all the way to Jerusalem.

After having received baptism from John, Jesus enters that empty place, led by the Holy Spirit himself, which had descended upon him, consecrating him and revealing him as the Son of God. In the desert, the place of trial -- as the experience of the people of Israel shows -- there appears the dramatic reality of the "kenosis," the emptying of Christ, who is stripped of the form of God (cf. Philippians 2:6-7). He, who did not sin and cannot sin, submits himself to trial and thus can have compassion for our infirmities (cf. Hebrews 4:15). He lets himself be tempted by Satan, the adversary, who had opposed himself to God's salvific plan for men from the very beginning.

In the brevity of the account, in the face of this obscure and darksome figure who dares to tempt the Lord, the angels, luminous and mysterious figures, fleetingly appear. The Gospel says that the angels "serve" Jesus (Mark 1:13); they are the counterpoint to Satan. "Angel" means "one who is sent." We find these figures throughout the Old Testament who help and guide men in the name of God. Just consider the Book of Tobit, in which the figure of the angel Raphael appears to assist the protagonist through many vicissitudes. The reassuring presence of the angel of the Lord accompanies the people of Israel through every event, good and bad. On the threshold of the New Testament, Gabriel is sent to announce to Zachariah and Mary the joyous happenings that are the beginnings of our salvation; and an angel, whose name is not mentioned, warns Joseph, directing him in that moment of uncertainty. A chorus of angels reports the glad tidings of Jesus' birth to the shepherds, as the glad tidings of his resurrection will also be announced by angels to the women. At the end of time the angels will accompany Jesus in his glorious return (cf. Matthew 25:31).

The angels serve Jesus, who is certainly superior to them, and this dignity of his is proclaimed in a clear though discreet way here in the Gospel. Indeed, even in the situation of extreme poverty and humility, when he is tempted by Satan, he remains the Son of God, the Messiah, the Lord.

Dear brothers and sisters, we would take away a significant part of the Gospel if we left aside these beings sent by God to announce his presence among us and be a sign of that presence. Let us call upon them often, that they sustain us in the task of following Jesus to the point of identifying ourselves with him. Let us ask them, especially today, to watch over me and my co-workers in the Roman Curia as we begin our retreat this week, as we do every year. Mary, Queen of Angels, pray for us!