Wednesday, December 31, 2008

Serce pełne głosów - Nowy Rok

Augustyn Pelanowski OSPPE

Nosiła Go pod swym sercem i nawet po Jego urodzeniu rozważała w swoim sercu to wszystko, co o Nim mówiono. Daje nam niepokalany wzorzec przyjmowania Syna Bożego. Każdy, kto rozważa słowa Biblii, staje się podobny do Niej. Najpierw zachowywała, a potem rozważała. Ta zdolność do zachowywania słów i rozważania ich pozostała w Maryi do dziś, ale teraz przechowuje Ona nasze słowa, szczególnie słowa sług Bożych, którzy wielbią i wysławiają Pana.

Zdolność do przeżycia Słowa Boga stała się umiejętnością do wysłuchiwania modlitw zanoszonych przez pasterzy za wszystkie owce Bożej trzody. Po przyjęciu Słowa Boga Jej serce rozszerzyło się bezkreśnie, czyniąc miejsce dla wszystkich naszych słów i wołań. Greckie symbaloussa – rozważała – oznacza, że wszystkie te przeżycia i słowa, które słyszała, składała w swym sercu jak w skarbcu, gromadząc i łącząc, kojarząc, układając i porządkując. W skarbcu nawet grosze wydają się majątkiem! Słowo to ma również znaczenie: pomagać komuś, być pomocnym, a nawet walczyć. W hebrajskim przekładzie użyto w tym miejscu określenia szamerah, które oznacza stróżowanie albo trzymanie straży, strzeżenie czegoś lub kogoś. W łacińskiej Wulgacie oddano sens tego słowa jako conservabat, czyli zatrzymywanie czegoś bez zmiany, także ocalenie czegoś lub kogoś, zachowanie przy życiu, pozostawienie nietkniętym.

Wszystkie trzy języki natchnione pozwalają pojąć tę zdolność do rozważania jako zdolność do strzeżenia tych, którzy Sercu Maryi się powierzają w modlitwach. Jakże powinniśmy doceniać medytacyjne rozmyślanie nad Biblią! Bóg bowiem wysłuchuje tych, którzy słuchają Jego słów. Najskuteczniejszą zdolność wstawienniczą mają ci spośród ludzi, którzy medytują natchnione treści, u których Biblia nie jest sierotą biblioteki, lecz faworytem oczu! Zdolność do przyjęcia Syna Bożego stała się nieskończoną zdolnością do przyjmowania wszystkich naszych słów, modlitw, imion, próśb i błagań, całego wołania ludzkości, jakie wznosi się z ziemi ku niebu od wieków. Czy Maryja może kogoś pozostawić bez wysłuchania, jeśli pojęła Tego, który jest Niepojęty? Tak, w swym matczynym sercu składa jak w skarbcu niezliczone głosy ludzkie, starając się zrozumieć każdego z nas, albowiem sami siebie nie rozumiemy i często nie wiemy, o co prosimy! Nasze modlitwy są jak bałaganiarski stragan, który trzeba poukładać, zanim się go przedstawi Bogu. Kto może tego dokonać, jeśli nie Ta, która pomaga nam ułożyć i uporządkować to, co stało się chaosem rozpaczy w naszych modłach. Ona strzeże nas, jak strzegła w swym sercu Syna Bożego. Strzeże, abyśmy sobie nie uczynili krzywdy. Kto się Jej powierza, pozostaje nietknięty przez mroczne pazury demonów. Maryja odebrała od Boga swoiste władanie nad duszami, aby je karmić i przyczyniać się do ich dojrzewania w Bogu.

W bezpiecznych dłoniach Miriam - Niedziela Sw. Rodziny

o. Augustyn Pelanowski, OSPPE

Bóg nie zwraca uwagi na wyjątkowych ludzi, ale na tych, którzy bez wyjątku wszystko Jemu ofiarowują. Miriam była taka zawsze. Nie zwracała czyjejkolwiek uwagi, ale zwracała wszystko, co otrzymywała, Bogu. Widzimy Ją w świątyni z jedynym maleńkim Synkiem, którego całkowicie oddała Ojcu niebios. Wkroczyła do ogromnego gmachu świątyni, przynosząc swój najmniejszy Skarb. W Jej dłoniach to, co najmniejsze, jest miłe Bogu. Dziecko na Jej rękach nie umiało mówić, ani nie było na tyle dojrzałe, by o własnych siłach wejść do świątyni. Nie potrafimy Bogu nic powiedzieć, a nasza nieumiejętność zbliżania się do Niego, mimo dorosłego wieku, przypomina niezaradność niemowlęcia.

Miriam przynosi i oczyszcza każdego z nas, jeśli tylko powierzamy się Jej. Dlatego nawet najskromniejszy czyn, najcichsze słowo, nieudolną myśl, nieudany los, beznadziejną sytuację, pomyłkę życiową, a nawet skalane sumienie zanosimy Jej, a Ona to wszystko naprawia i oczyszcza, a co najważniejsze – oddaje Bogu. Niczego Bogu nigdy nie odmówiła, dlatego Bóg też wszystko od Niej przyjmuje. Ostatecznie oddajemy się Jej całkowicie, aby dostać się do nieba.

Tekst Apokalipsy z 12 rozdziału mówi, że jej Dziecię zostaje PORWANE do nieba. Tak właśnie, PORWANE! Wizja ta odnosi się do Jezusa, ale też do każdego, kto zechce być Jej dzieckiem. Inni muszą się sami porywać na niebo, ale jeśli ktoś odda się Jej ramionom, niebo porywa się na tego człowieka. Kto Jej się oddał, niebo stara się jeszcze usilniej o niego. Jeśli ktoś chce Jej się powierzyć, niech żyje tak jak Ona: skromnie, jakby w cieniu całego świata, bez nadmiernych ambicji, bez wielkich tytułów czy prestiżu, bez kariery i intryg, bez oskarżeń i rywalizacji, bez kłamstwa i górowania nad innymi. Jakże blisko jest Ona tych, którzy żyją w samotności serca, opuszczeni i nieudani, pomijani i lękliwi. Kochajmy Miriam i szanujmy Ją!

Podobna jest do siostry Mojżesza, która potrafiła zatroszczyć się o jego los. Mały chłopczyk ukryty w papirusowej skrzyni dryfował pośród trzcin nad brzegiem Nilu, wśród krokodyli, ale pilne oko jego siostry ustrzegło go od wszelkich niebezpieczeństw. Piastunka Joszeba uratowała małego Joasza, gdy groziła mu śmierć z ręki królowej Atalii. Ukryła małego chłopca w tajemnych komnatach świątyni jerozolimskiej. Czyż nie został on później królem? Podobnie Miriam potrafi uratować nas od najbardziej niebezpiecznych zasadzek, jakie czyhają na nas każdego dnia. W rękach Miriam odnajdziemy ciszę, uspokojenie, troskę, zrozumienie, bezpieczeństwo i miłość Boga. A co najważniejsze, Ona uczyni nasz los ciekawszym niż los Mojżesza czy Joasza. Ona potrafi tak wpłynąć na nasze roztrzęsione strachem serce, iż ustąpią z niego lęk, agresja, złośliwość, wyszukiwanie drzazg w źrenicach braci i sióstr, użalanie się na nieszczęśliwe życie i niezgoda na swój los.

Saturday, December 27, 2008

"God Dwells on High, Yet He Stoops Down to Us!" - Pasterka 2008

Benedict XVI

Dear Brothers and Sisters,

"Who is like the Lord our God, who is seated on high, who looks far down upon the heavens and the earth?" This is what Israel sings in one of the Psalms (113 [112], 5ff.), praising God's grandeur as well as his loving closeness to humanity. God dwells on high, yet he stoops down to us! God is infinitely great, and far, far above us. This is our first experience of him. The distance seems infinite. The Creator of the universe, the one who guides all things, is very far from us: or so he seems at the beginning. But then comes the surprising realization: The One who has no equal, who "is seated on high", looks down upon us. He stoops down. He sees us, and he sees me. God's looking down is much more than simply seeing from above. God's looking is active. The fact that he sees me, that he looks at me, transforms me and the world around me. The Psalm tells us this in the following verse: "He raises the poor from the dust." In looking down, he raises me up, he takes me gently by the hand and helps me to rise from depths towards the heights. "God stoops down". This is a prophetic word. That night in Bethlehem, it took on a completely new meaning. God's stooping down became real in a way previously inconceivable. He stoops down: he himself comes down as a child to the lowly stable, the symbol of all humanity's neediness and forsakenness. God truly comes down. He becomes a child and puts himself in the state of complete dependence typical of a newborn child. The Creator who holds all things in his hands, on whom we all depend, makes himself small and in need of human love. God is in the stable. In the Old Testament the Temple was considered almost as God's footstool; the sacred ark was the place in which he was mysteriously present in the midst of men and women. Above the temple, hidden, stood the cloud of God's glory. Now it stands above the stable. God is in the cloud of the poverty of a homeless child: an impenetrable cloud, and yet a cloud of glory!

How, indeed, could his love for humanity, his solicitude for us, have appeared greater and more pure? The cloud of hiddenness, the cloud of the poverty of a child totally in need of love, is at the same time the cloud of glory. For nothing can be more sublime, nothing greater than the love which thus stoops down, descends, becomes dependent. The glory of the true God becomes visible when the eyes of our hearts are opened before the stable of Bethlehem.

Saint Luke's account of the Christmas story, which we have just heard in the Gospel, tells us that God first raised the veil of his hiddenness to people of very lowly status, people who were looked down upon by society at large: to shepherds looking after their flocks in the fields around Bethlehem. Luke tells us that they were "keeping watch". This phrase reminds us of a central theme of Jesus's message, which insistently bids us to keep watch, even to the Agony in the Garden: the command to stay awake, to recognize the Lord's coming, and to be prepared. Here too the expression seems to imply more than simply being physically awake during the night hour. The shepherds were truly "watchful" people, with a lively sense of God and of his closeness. They were waiting for God, and were not resigned to his apparent remoteness from their everyday lives. To a watchful heart, the news of great joy can be proclaimed: for you this night the Saviour is born. Only a watchful heart is able to believe the message. Only a watchful heart can instil the courage to set out to find God in the form of a baby in a stable. Let us ask the Lord to help us, too, to become a "watchful" people.

Saint Luke tells us, moreover, that the shepherds themselves were "surrounded" by the glory of God, by the cloud of light. They found themselves caught up in the glory that shone around them. Enveloped by the holy cloud, they heard the angels' song of praise: "Glory to God in the highest heavens and peace on earth to people of his good will". And who are these people of his good will if not the poor, the watchful, the expectant, those who hope in God's goodness and seek him, looking to him from afar?

The Fathers of the Church offer a remarkable commentary on the song that the angels sang to greet the Redeemer. Until that moment -- the Fathers say -- the angels had known God in the grandeur of the universe, in the reason and the beauty of the cosmos that come from him and are a reflection of him. They had heard, so to speak, creation's silent song of praise and had transformed it into celestial music. But now something new had happened, something that astounded them. The One of whom the universe speaks, the God who sustains all things and bears them in his hands: he himself had entered into human history, he had become someone who acts and suffers within history. From the joyful amazement that this unimaginable event called forth, from God's new and further way of making himself known -- say the Fathers -- a new song was born, one verse of which the Christmas Gospel has preserved for us: "Glory to God in the highest heavens and peace to his people on earth". We might say that, following the structure of Hebrew poetry, the two halves of this double verse say essentially the same thing, but from a different perspective. God's glory is in the highest heavens, but his high state is now found in the stable: what was lowly has now become sublime. God's glory is on the earth, it is the glory of humility and love. And even more: the glory of God is peace. Wherever he is, there is peace. He is present wherever human beings do not attempt, apart from him, and even violently, to turn earth into heaven. He is with those of watchful hearts; with the humble and those who meet him at the level of his own "height", the height of humility and love. To these people he gives his peace, so that through them, peace can enter this world.

The medieval theologian William of Saint Thierry once said that God -- from the time of Adam -- saw that his grandeur provoked resistance in man, that we felt limited in our own being and threatened in our freedom. Therefore God chose a new way. He became a child. He made himself dependent and weak, in need of our love. Now, this God who has become a child says to us: you can no longer fear me, you can only love me.

With these thoughts, we draw near this night to the child of Bethlehem -- to the God who for our sake chose to become a child. In every child we see something of the Child of Bethlehem. Every child asks for our love. This night, then, let us think especially of those children who are denied the love of their parents. Let us think of those street children who do not have the blessing of a family home, of those children who are brutally exploited as soldiers and made instruments of violence, instead of messengers of reconciliation and peace. Let us think of those children who are victims of the industry of pornography and every other appalling form of abuse, and thus are traumatized in the depths of their soul. The Child of Bethlehem summons us once again to do everything in our power to put an end to the suffering of these children; to do everything possible to make the light of Bethlehem touch the heart of every man and woman. Only through the conversion of hearts, only through a change in the depths of our hearts can the cause of all this evil be overcome, only thus can the power of the evil one be defeated. Only if people change will the world change; and in order to change, people need the light that comes from God, the light which so unexpectedly entered into our night.

And speaking of the Child of Bethlehem, let us think also of the place named Bethlehem, of the land in which Jesus lived, and which he loved so deeply. And let us pray that peace will be established there, that hatred and violence will cease. Let us pray for mutual understanding, that hearts will be opened, so that borders can be opened. Let us pray that peace will descend there, the peace of which the angels sang that night.

In Psalm 96 [95], Israel, and the Church, praises God's grandeur manifested in creation. All creatures are called to join in this song of praise, and so the Psalm also contains the invitation: "Let all the trees of the wood sing for joy before the Lord, for he comes" (v. 12ff.). The Church reads this Psalm as a prophecy and also as a task. The coming of God to Bethlehem took place in silence. Only the shepherds keeping watch were, for a moment, surrounded by the light-filled radiance of his presence and could listen to something of that new song, born of the wonder and joy of the angels at God's coming. This silent coming of God's glory continues throughout the centuries. Wherever there is faith, wherever his word is proclaimed and heard, there God gathers people together and gives himself to them in his Body; he makes them his Body. God "comes". And in this way our hearts are awakened. The new song of the angels becomes the song of all those who, throughout the centuries, sing ever anew of God's coming as a child -- and rejoice deep in their hearts. And the trees of the wood go out to him and exult. The tree in Saint Peter's Square speaks of him, it wants to reflect his splendour and to say: Yes, he has come, and the trees of the wood acclaim him. The trees in the cities and in our homes should be something more than a festive custom: they point to the One who is the reason for our joy -- the God who for our sake became a child. In the end, this song of praise, at the deepest level, speaks of him who is the very tree of new-found life. Through faith in him we receive life. In the Sacrament of the Eucharist he gives himself to us; he gives us a life that reaches into eternity. At this hour we join in creation's song of praise, and our praise is at the same time a prayer: Yes, Lord, help us to see something of the splendour of your glory. And grant peace on earth. Make us men and women of your peace. Amen.

Saturday, December 20, 2008

IV Adwent B

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida, a Dziewicy było na imię Maryja.

Warto wiedzieć, że ile razy w Piśmie Świętym pojawia się anioł lub aniołowie, jest to znak, że stajemy wobec tajemnicy przekraczającej ludzki rozum. Otóż w dzień Matki Boskiej Różańcowej czytamy Ewangelię przedstawiającą pierwszą tajemnicę różańca, mianowicie przyjęcie przez Syna Bożego naszego człowieczeństwa. Zwiastunem tak niesłychanego daru był anioł szczególny, anioł imieniem Gabriel. Gabriel po hebrajsku znaczy: "Moc Boża". Bo w całych dziejach świata nie było większego dzieła mocy Bożej niż to, że Syn Boży stał się jednym z nas, że Ten, przez którego wszystko zostało stworzone i który wszystko podtrzymuje w istnieniu, z miłości do nas tak bardzo się uniżył.


Zauważmy: Największe dzieło Bożej wszechmocy dokonane zostało w sposób tak niesamowicie pokorny. Skromną, ale najświętszą i najczystszą Dziewczynę z Nazaretu Bóg zaprosił, aby w imieniu nas wszystkich była współpracownicą tego niepojętego dzieła Bożej wszechmocy i miłości. To samouzależnienie się Boga od ludzkiej wolności trwa zresztą po dziś dzień. To prawda, że w innych proporcjach, ale trwa bardzo realnie i dotyczy każdego z nas. Jak to powiedział św. Augustyn: "Bóg stworzył nas bez nas, ale nie zbawi nas bez nas".


Otóż kiedy odmawiając pacierze różańcowe, stawiamy się wobec kolejnych tajemnic wiary, stajemy wobec oceanu Bożej prawdy i miłości, którego nigdy nie zgłębimy, a z którego możemy czerpać, ile tylko w sobie pomieścimy. Właśnie dlatego różaniec jest dla wielu katolików tak potężnym i niezastąpionym źródłem mocy Bożej.


Warto może jeszcze zwrócić uwagę na to, że różaniec jest modlitwą maryjną. Bo powtarzając wielokrotnie pozdrowienie Maryi, chcielibyśmy tak nastroić swoje dusze, ażeby Bożą miłość obdarzającą nas zbawieniem rozumieć i otwierać się na nią przynajmniej trochę, podobnie do tego, jak to czyniła Maryja.

o. Jacek Salij

Friday, December 19, 2008

Nie wierz uczuciom - IV Adwent B

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Zwiastowanie jest wspaniałą lekcją rozeznawania woli Boga. Wielu z nas zastanawia się, co jest wolą Boga w twoim życiu? Życie mamy jedno, jeśli źle rozeznamy, możemy je przegrać, pomylić drogi i wiele lat odczuwać smutek i bezsens.

Zdarza się, że ktoś modli się w kościele o dobrą żonę lub męża, i pewnego dnia słyszy w sercu słowa: To ta osoba! Przy wyjściu ze świątyni pojawia się ktoś, kto budzi nagły zachwyt. Po prostu czujemy, że to właściwy wybór. Ale okazuje się, że wymodlony mąż albo żona to egoista, alkoholik lub że zdradza. Ktoś skarży się wtedy: dlaczego Bóg dał mi takiego potwora? Skąd wiesz, że to Bóg? Czy potwierdziła ci to Biblia, przewodnik duchowy, roztropność i wreszcie wydarzenia? Św. Paweł pisze: „Sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości” (2 Kor 11,14)! Ktoś powie: ale przecież modliłem się? A kiedy szatan kusił Jezusa? Czy nie na modlitwie na pustyni, albo na modlitwie w Ogrodzie Oliwnym? Najmniej czujni jesteśmy wtedy, gdy wydaje nam się, że jesteśmy najbezpieczniejsi. Wobec osób, które kierują się sercem, a nie słowem Bożym, szatan nie musi się wysilać. Wystarczy kilka przyjemnych uczuć czy wrażeń i ktoś biegnie w pułapkę jak świnie z Gerazy do jeziora, wyobrażając sobie, że to powrót do raju. Najczęściej wmawiamy sobie, iż Bóg coś powiedział, a to były tylko nasze wrażenia, emocje, pragnienia lub lęki. Dokonujemy wyborów na podstawie uczuć, a nie rozsądku czy posłuszeństwa Bogu i Jego słowu.

Czy twoje pragnienia, potrzeby, tęsknoty, urazy, marzenia, uczucia, emocje nie zaciemniają twojej modlitwy tak bardzo, iż bierzesz je za wolę Boga? Nie ufaj głosom wewnętrznym, które ci schlebiają, bardziej tym, które mieszają uczucia, ale zmuszają do zastanowienia. Jak Miriam rozeznała tak niewiarygodne posłanie, iż będzie Matką Syna Bożego? Skąd wiedziała, że to nie złudzenie szatańskie? Miriam zmieszała się uczuciowo na głos Gabriela, ale zastanawiała się, co oznaczają jego słowa. Badała każde słowo, które od niego usłyszała.

Grupa metodystów po płomiennym kazaniu pastora o chodzeniu Jezusa po wodzie wypłynęła w euforycznych nastrojach na jezioro i rzuciła się w nurty wody. Utonęli, bo swoje uczucia wzięli za wolę Boga. Miriam, zanim przyjęła wolę Boga, zbadała jej zgodność z Biblią. Gabriel wypowiedział do Niej słowa, które były kompilacją prorockich zapowiedzi. Nie uwierzyła zmieszanym uczuciom ani lękowi, lecz poddała anielską wieść rozsądkowi. Można się domyślać, że Jej przewodnik duchowy, którym był Józef, mając swoje zwiastowanie, potwierdził Jej wszystko. Wreszcie Gabriel dał Jej konkretny znak: Elżbieta była w szóstym miesiącu ciąży, choć jej wiek uniemożliwiał poczęcie dziecka. Jeśli cokolwiek pochodzi od Boga, potwierdza się w wydarzeniach.

Saturday, December 13, 2008

Czy znasz Jezusa? - Adwent III B

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Jan mawiał, że przyszedł zaświadczyć o światłości. Czy można nie zauważyć światła? Rozmowa z kapłanami i lewitami z Jerozolimy jest trudna do odczytania na przykład dla kogoś takiego jak ja, dla kapłana, nawet dziś, po tylu wiekach. Pośród was stoi Ten, którego nie znacie! Zastanawiam się, czy na pewno znam Jezusa Chrystusa i tę światłość, którą On w sobie ukrywa? Czy jestem tym, którego On zna? Czy moja wiara w Niego jest tylko teologiczną znajomością, czy osobistą przyjaźnią? Soren Kierkegaard napisał: „Kapłan powinien być człowiekiem wierzącym. I to jak! Wierzący jest jak zakochany ze wszystkich zakochanych najbardziej zakochany!”. Greckie słowo oida znaczy znać coś lub kogoś, ale też wiedzieć albo żyć w przyjaźni. Przyjaźń istnieje pomiędzy dwoma osobami, które się znają, gdy nie mają przed sobą tajemnic. Mają czas na to, by zwierzać się sobie ze wszystkiego i ich wspólne tajemnice zbliżają.

Czy znał Jezusa Piotr, skoro w decydującym momencie oznajmił: „Nie znam tego człowieka”? Głupie panny czekały aż do północy z lampami, a gdy zdobyły już światło poznania, okazało się, że jest za późno i usłyszały: „Nie znam was!”. Można się spóźnić z poznaniem Tego, który pośpieszył do nas, aby nas zbawić. Każda sekunda decyduje o całej wieczności. Po incydencie z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie Jezus mówi do Żydów: „Nie znacie Mnie ani mego Ojca”. Znać Jezusa to ocalać, wybawiać, a nie potępiać albo niszczyć. Judasz znał miejsce za Cedronem, w którym Jezus modlił się z uczniami w ogrodzie, ale nie napisano o nim, że znał Jezusa. Nie wystarczy się po prostu modlić, trzeba modlitwę uczynić spotkaniem w miłości. Judasz przyszedł na miejsce modlitwy, by zdradzić pocałunkiem.

Myślę o tym czasami, gdy całuję ołtarz przed i po Mszy świętej. Do Samarytanki Jezus rzekł: „o gdybyś znała Dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, który ci mówi: daj mi się napić!”. Znać to pragnąć Ducha Świętego bardziej niż orzeźwiającej wody ze źródła, gdy słońce osłabia wszelkie chęci i siły. Czy poznałem drogę światłości wiodącą do Ojca przez serce Syna tak dogłębnie, że nie kieruję już mych stóp na mroczne bezdroża grzechu? Znać, czyli wpatrywać się nieustannie i najgłębiej. Nie wszyscy widzieli Jezusa, gdy wstawszy z martwych, rozmawiał z Magdaleną, najpierw zobaczyła Go miłość Magdaleny. Niektórzy zaś nie widzieli, ponieważ mieli oczy na uwięzi. Jedynie oczy miłujących były otwarte w takiej mierze, w jakiej miłowali. Nie kocha się idei ani dogmatu, tylko osobę, a żeby kochać, trzeba poznać. Jeśli mówię, że znam, ale nużące jest dla mnie spożywanie wieczerzy eucharystycznej z Jezusem i nawet przez chwilę nie uświadamiam sobie, ile Go to wszystko kosztowało; albo modląc się, przestaję być świadomy i tego, co mówię, i do Kogo wypowiadam moje słowa, to czy ja w ogóle Go znam?

Saturday, December 06, 2008

Dzień Przebłagania - II Advent B

o. Augustyn Pelanowski

Czasem skruchy dla Izraela był Jom Kipur, czyli dzień przebłagania, albo inaczej mówiąc dzień przykrycia grzechów. W dniach poprzedzających dni skruchy, mężczyźni oczyszczali się w mykwie – basenie służącym do obmyć rytualnych z bieżącą woda. Być może ten ryt był też pierwowzorem samego chrztu? Człowiek miał sobie uświadomić zabrudzenie sumienia i odzyskanie czystości duchowej, przygotowując się do dni postu i skruchy oraz samego Dnia Pojednania. Dni skruchy były wzbogacone o określone modlitwy i rytuały, posty i odczytywanie fragmentów Tory. Wszystko po to, by odzyskać przylgnięcie do Boga i przebłaganie za własne grzechy. Każdy miał obowiązek prosić o przebaczenie skrzywdzonych i również nie odmawiać przebaczenia. Dokonywano zadośćuczynień za wszelkie krzywdy. Odmawiano wyznanie win, wyliczając je głośno i bijąc się przy tym w piersi.

Wiele żydowskich przepisów może nas dziwić, ale kiedy czytamy opis Janowego nawoływania, jakie rozlegało się nad Jordanem, zaczynamy kojarzyć je z tymi właśnie wydarzeniami. Jednym z ograniczeń związanych z Jom Kipur był zakaz noszenia sandałów ze skóry w sam Dzień Przebłagania. Może lepiej nam dzięki temu zrozumieć, dlaczego Jan twierdził, iż nie jest godzien rozwiązać rzemyków u sandałów Mesjasza? Jan mógł zarzucać tysiącom grzeszność i nieprawość, ale samemu Mesjaszowi nie był godzien niczego zarzucić! Jego stopy były święte, nie potrzebujące żadnej pokuty ani wyrzeczenia. A jednak Mesjasz właśnie przychodził wziąć na siebie wszelką pokutę za ludzkie winy. Wszystkie grzechy były możliwe do odpokutowania w Dzień Przebłagania oprócz tych, których ktoś komuś nie chciał przebaczyć, albo tych, których nie chciał w sobie uznać.

A czy jest jakikolwiek grzech, którego by Jezus nam nie chciał przebaczyć? Chyba jedynie ten, którego nie chcemy w sobie uznać? Jom Kipur miał konkretną datę, tymczasem Jan chrzcił i nawoływał ludzi każdego dnia. Przebłaganie przekroczyło wraz z przyjściem Chrystusa wszelkie granice! To już nie był jeden dzień w roku, ale każdy dzień Chrystusa.

W owe święto odczytywało się fragment z księgi Kapłańskiej opowiadający o śmierci dwóch kapłanów: Nadaba i Abihu. Zohar nauczał, iż ktokolwiek odczuł głęboki żal i smutek oraz zapłakał nad śmiercią owych synów arcykapłana Aarona, otrzymywał przebaczenie grzechów. Powodem tego przebaczenia było wewnętrzne rozmyślanie pełne skruchy. Jeśli bowiem tak prawi kapłani umarli przed Obliczem Boga za jedno jedyne przewinienie, to co powinno się stać z człowiekiem, który popełnił o wiele większe podłości? Umarli dlatego, byśmy wiedzieli, iż nasze życie jest darowane na mocy przebaczenia Boga. Śmierć owych dwóch kapłanów jest zapowiedzią śmierci Chrystusa – Arcykapłana umierającego bez żadnej winy za wszelkie nieprawości ludzkości. Czy ponowne przyjście Chrystusa w ten Adwent jest powodem dla mnie do podobnej refleksji?

Myśl: Jom Kipur miał konkretną datę, tymczasem Jan chrzcił i nawoływał ludzi każdego dnia. Przebłaganie przekroczyło wraz z przyjściem Chrystusa wszelkie granice!

Advent II B

o. J. Salij

Pokój dyskusyjny, w którym dyskutuje się na tematy religijne, jest ważnym i potrzebnym miejscem. Można w nim sobie wyjaśnić niejedno pytanie i rozwiązać niejeden problem religijny. Wiary jednak nikt w nim nie znajdzie ani jej w sobie nie pogłębi.
Żeby uwierzyć w Chrystusa, trzeba wyjść na pustynię i przyłączyć się do słuchaczy Jana Chrzciciela. Święty Jan Chrzciciel próbuje uświadomić wszystkim ludziom, jak bardzo potrzebują Zbawiciela, a zarazem jak bardzo zamykają się przed Nim. Bo nieraz zachowujemy się absurdalnie: wydaje nam się, że tęsknimy za Zbawicielem, a zarazem zamykamy przed Nim bramy naszego serca.

Jan Chrzciciel inaczej przemawia do ludzi, którzy wiedzą, że nie zachowują Bożych przykazań, inaczej zaś do tych, którzy uważają się za sprawiedliwych. Do grzeszników Jan Chrzciciel woła tak: najwyższa już pora, żebyś porzucił swoje grzechy i wrócił na drogę Bożych przykazań; właśnie w ten sposób otworzysz bramy serca przed Zbawicielem - chyba że nie zależy ci na tym, żeby On stał się Panem twego serca.

Zaś do ludzi uczciwych i sprawiedliwych woła Jan Chrzciciel tak: Spróbujcie rozpoznać, jak bardzo jesteście oddaleni od Boga. Wasza uczciwość i sprawiedliwość nie doprowadzi was do życia wiecznego, bo przy takim oddaleniu od Boga nawet uczciwość i sprawiedliwość przeżarta jest od wewnątrz robakiem grzechu. Musicie się nawrócić, musicie waszą uczciwość i sprawiedliwość napełnić miłością Boga i bliźniego. Dopiero wówczas Zbawiciel poczuje się zaproszony do waszych serc i przyjdzie do was i będzie was prowadził do swojego Przedwiecznego Ojca.
Dzisiejsza Ewangelia zawiera najważniejsze wyjaśnienie, dlaczego wielu ludzi nie uwierzyło w Chrystusa. Nie uwierzyło w Chrystusa również wielu spośród tych, którzy słuchali bezpośrednio Jego nauk i byli naocznymi świadkami Jego cudów. Mianowicie nie wszyscy, do których przychodzi Pan Jezus, są do wiary w Niego przygotowani. Żeby Go przyjąć i uwierzyć w Niego, trzeba przedtem dobrze usłyszeć słowa Jana: "Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego".
W języku polskim "głos wołającego na pustyni" oznacza głos bardzo ważny, ale przez nikogo nie słyszany. Byłoby to straszne dla nas nieszczęście, gdybyśmy w taki sposób byli zamknięci na głos Jezusa Chrystusa. Bo to by znaczyło, iż odwracamy się od naszego Zbawiciela i Go nie potrzebujemy. Dlatego spróbujmy sobie uświadomić, iż chodzi tu o rzecz najwyższej dla nas doniosłości i starajmy się rzetelnie te słowa usłyszeć.