O. Augustyn Pelanowski
Około 1450 roku, włoski malarz Piero Della Francesca namalował dzieło zatytułowane „Chrzest Jezusa”, na którym wszystkie postacie są pozbawione cienia. Prześwietlenie. Być może artysta po prostu zapomniał o namalowaniu cieni, ale może chciał przez to podkreślić zbawczy skutek chrztu: uwolnienie od ciemności? Co robić, by już nie wlókł się za człowiekiem cień smutku spowodowany grzechem? Mamy przed sobą dziś niezwykle skromny tekst, jego treść ukazuje Jana nad Jordanem pytanego przez tłumy o postępowanie po chrzcie. Żadnych przemądrzałych wynurzeń, żadnych refleksji filozoficznych, żadnych wyrafinowanych form literackich. Niezwykle prosty styl i uboga akcja. Musimy wysilić wyobraźnię, by sobie to wydarzenie odtworzyć, gdyż poza lakonicznymi pytaniami i odpowiedziami, nie ma tu żadnych barwnych opisów. Tłumy ludzi cisną się do niego z pytaniem: co mamy czynić? To właściwie nasze najczęstsze pytanie, które nas dręczy. Ale nie chodzi o zajęcia typu posprzątać, czy wbić gwóźdź w ścianę, iść do sklepu, czy przeczytać książkę, tylko CO ZROBIĆ Z ŻYCIEM, JAK ŻYĆ? Każda praca jest pracą nad sobą, doskonalącym dorastaniem do wymiaru, który chciałby w nas widzieć Bóg. Kontekst rozmowy wskazuje raczej na sens moralny tego pytania: co robić, by nie odczuwać wyrzutów sumienia i mieć pewność, że się zyska upodobanie Boga. Na taki sens wskazują odpowiedzi Jana, jak również okoliczności chrztu pokuty, którym posługiwał Jan. A więc co robić, by żyć dobrze i nie niepokoić się zarzutami sumienia? Dojrzewać duchowo rozpoczynając od najmniejszego kroku! Zwróćmy uwagę na wskazania Chrzciciela: każdej z przychodzących do niego grup dawał tylko jedno zadanie. Nie wygłosił mowy o 613 przykazaniach, bo byłby to za wysoki poziom dla ludzi, którzy dopiero co wyznali swe nieprawości. Nie był to także czas ewangelizowania przez Jezusa. Chrzciciel radzi zrobić tylko jeden krok. Mówi: nie krzywdź, nie okradaj, dawaj jałmużnę, bądź uczciwy. Okazuje się, że to aktualne pouczenia również dla nas, bowiem mimo dwu tysięcy lat chrześcijaństwa, większość społeczeństwa żyje w neopogaństwie i dlatego nauka Jana, którą dziś odczytujemy i poddajemy medytacji, jest niezwykle świeża. Życie duchowe nie zaczyna się od wielkich postanowień, lecz od najmniejszych i najlepiej jeśli skupiamy się na dzisiejszym dniu, a nie na przyszłości. Nie mów: już zawsze będę uczciwy, ale dziś będę uczciwy. Choć embrion zawiera materiał genetyczny pozwalający mu istnieć w postaci dojrzałego człowieka, nie każe się mu zdawać na uczelnię albo robić prawo jazdy. Od zasadzonego warzywa, ogrodnik najpierw oczekuje jednego listka choćby, a nie owoców. Ważna jest bowiem satysfakcja, jaką odczuwa człowiek, gdy uda mu się uczynić choćby najmniejszy dobry czyn. Zwycięstwo nad sobą, jest nam potrzebne bardziej niż pokonywanie innych. Satysfakcja z dobra staje się przyjemnością innego rzędu, niż zmysłowa i bez jej odkrycia trudno przerwać przywiązanie do degustacji zła. Tłumy pytając o kierunek rozwoju moralnego słyszą z ust Jana: podziel się odzieniem, udziel jałmużny; żołnierze słyszą: nikogo nie krzywdzicie, niech wam wystarczy żołd; celnicy: nikogo nie okradajcie, żyjcie uczciwie. Pod skromną powierzchnią tych pouczeń, ujawniają się trzy ważne tematy biblijne: jałmużna, służba, uczciwość. Czy kogokolwiek z nas nie stać na takie duchowe rezultaty? Człowiek potrzebuje na początku swego nawrócenia delikatnych korekt, ponieważ jest bezsilny i zraniony własną niegodziwością, oczekuje czegoś, co może osiągnąć bez wielkiego wysiłku, jak na to wskazuje Paweł: „A ja nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie. Mleko wam dałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni; zresztą i nadal nie jesteście mocni” (1 Kor.3,1-2).
Przyjrzyjmy się więc tym trzem wezwaniom Chrzciciela:
JAŁMUŻNA: Jałmużna w Biblii zajmuje uprzywilejowane miejsce. Księga Tobiasza przypisuje jej nawet moc odpuszczania naszych grzechów: „Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z każdego grzechu. Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą życiem” (Tob 12,9 ). Potwierdza tę prawdę Syrach. „Woda gasi płonący ogień, a jałmużna gładzi grzechy” (Syr 3,30). Zadziwia mnie moc uwalniania od śmierci. Czy chodzi o ochronę przed nagłą śmiercią? Czy też śmierć, o której tu mowa, to po prostu śmierć duchowa spowodowana grzechem? Czy też może raczej chodzi o zagwarantowania zmartwychwstania tym, którzy są hojni w dawaniu jałmużny? Natomiast moc uwalniania i oczyszczania z każdego grzechu, powinna chyba zainteresować najbardziej tych, którzy powstrzymują się od spowiedzi, albo w ogóle utrzymują dystans do Kościoła. Jezus podkreśla, by motywacja obdarowywania była jak najczystsza. Wykonywanie dobroczynności, jest to bowiem niebezpieczne dla dawcy - kiedy obdarowuję, czerpię z tego słuszną lecz delikatną satysfakcję i wzrasta moje poczucie wartości, ale ono może się niezauważlanie zwyrodnić w pyszne budowanie maski własnego ego. Tego typu nastawienie jest niegodziwe, bowiem nie ma tu już miejsca na troskę, współczucie, empatię, lecz w ich miejscu pojawia się pragnienie samozadowolenia, wykorzystania czyjejś biedy dla przeżycia nawet dominacji i wyższości. Dlatego Mistrz z Nazaretu mówił: „Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mat. 6,3-4). Mam tak udzielać jałmużny, by nie chwalić się tym dobrym czynem, nawet przed samym sobą, nie mówiąc już o innych. Trzeba jej tak udzielać, jakby się jej nie udzielało. Tylko wtedy jest ona pięknym czynem, gdy się ukrywa jej piękno. Jałmużna była podstawową cechą człowieka, którego określano mianem sprawiedliwy: CADYK. Biblia postrzega jałmużnę nawet jako obowiązek. Wszystko, co mamy przecież jest dane nam od Boga, więc jest bardziej Jego własnością niż naszą, a Jego wolą jest wspomaganie ubogich. Bóg jednak dzieli się z nami swoją troską o innych i daje nam środki, byśmy za Niego to czynili. Ten, kto daje jałmużnę staje się ręką Boga. Wspomagając kogoś, właściwie dbam najlepiej o siebie, gdyż zdobywam upodobanie Boga, nie mówiąc już o osobistym szacunku do siebie, który wzrasta z każdym aktem pomocy udzielonej komuś, kto jest w trudniejszej kondycji ode mnie.
SŁUŻBA: Służba państwu, na przykład wojskowa służba, policyjna, medyczna i jakakolwiek inna, jest jak sama nazwa wskazuje służeniem, i nie powinna stawać się okazją do dominowania czy tym bardziej krzywdzenia ludzi. Celem jej jest obrona, wsparcie, pilnowanie porządku oraz troska o zdrowie i zapewnie innym pokoju. Są to cele jak najbardziej moralnie zaszczytne z punktu widzenia Biblii. Jednakże służenie w takich obszarach życia społecznego wiąże się z władzą, a władza stwarza niebezpieczeństwo jej nadużycia, dając upust własnym ambicjom lub spaczonym potrzebom. Krytycznym dowodem takich wynaturzeń są obozy koncentracyjne albo łagry czy też cele tortur, gdzie krzywda przybrała rozmiar mordu. Jan nie nakazywał opuszczenie armii żołnierzom, ponieważ służba wojskowa jest godziwym zajęciem, szczególnie, gdy staje się w obronie skrzywdzonych, napadniętych, zagrożonych. Z krzywdą mamy do czynienia dopiero wtedy, gdy się napada, zabija bez potrzeby, dręczy niewinnych. Krzywdzeniem jest na pewno bycie najemnikiem, ponieważ jedynym motywem walki jest wtedy korzyść finansowa. W jakimś sensie wszyscy walczymy ze złem służąc dobrem i zalecenie Jana może dotyczyć wszystkich. Przecież każdy z nas ma swój zakres służenia innym i nikt z nas nie żyje w izolacji. W miejscu, w którym służysz innym, gdziekolwiek to jest począwszy od okienka na poczcie, aż po bycie prezydentem, pojawia się moralna powinność kierowania sie dobrem drugiego człowieka. Jan zwracając się do żołnierzy nakazał im ograniczyć się do służenia i powstrzymanie się od krzywdzenia innych ludzi. Trzeba zauważyć, że jest to pierwszy krok w przemianie człowieka: po pierwsze nie szkodzić! Zaczyna się wszystko od jednego czynu, ale kończy się na trwałej postawie. Każdy ludzki czyn może stać się okazją by przekroczyć swoje ograniczenia i lęki, przezwyciężyć chore wyobrażenia o sobie samym oraz egocentryzm. Każda służba, jest okazją do przekroczenia egocentryzmu, ponieważ jest nastawiona na dobro drugiego, nawet za cenę własnego życia, wyczerpania, ryzyka utraty zdrowia. Żeby zdobyć się na decyzję nie krzywdzenia nikogo, potrzeba zdecydować się na konkretny jeden jedyny czyn, który wykonam dziś, w tym miejscu, w którym jestem postawiony. Potencjalna ofiara mojego egocentryzmu zapewne jest blisko mnie, w moim środowisku. Jeśli tylko uczynię ten krok, by nie krzywdzić, to zapewne na tym się nie skończy. Żołnierz, który odmawia rozkazu strzelania na egzekucji do bezbronnego i niewinnego więźnia, wkracza na obszar zaryzykowania własnym życiem. Mamy tego przykład w dramacie Otta Schimka. Odmowa wykonania aborcji, może narazić lekarza na nieprzyjemną presję oraz medialną nagonkę, podobnie policjant, który nie daje się przekupić mafijnym strukturom, naraża swoje zdrowie i bezpieczeństwo rodziny. W sferze służby, wystarczy się powstrzymać, by zaryzykować życie i spokój. Mało tego, powstrzymując się od krzywdzenia, pokonuję kompromis i mam szansę rozwinąć się ku wspaniałomyślności. Wspaniałomyślność wnosi okazję do rezygnacji z własnego dobra na korzyść drugiego w sposób wyjątkowy lub bohaterski. W dawnych czasach ludzie wspaniałomyślni, byli naznaczani godnością szlachetności, tworzyli elitę społeczną a ich herby często zawierały symboliczne podkreślenie czynu, na który się zdobyli dla dobra innych. Jest w tym coś paradoksalnego: im wspaniałomyślniej poświęcam sie dla innych, tym bardziej dbam o własną szlachetność, czyli o własne dobro. Po bitwie pod Płowcami, na pobojowisku Władysław Łokietek wraz ze świtą dojrzał wojownika Floriana Szarego, któremu wnętrzności wyszły na wierzch z powodu ran zadanych włóczniami. Poświęcił swoje zdrowie, zaryzykował życie a teraz cierpiał dla dobra swych rodaków leżąc na pobojowisku. Wzruszony król nagrodził jego poświęcenie i nadał mu herb „jelita” na którym widnieją trzy włócznie. Być może był zwykłym rolnikiem a jego przydomek „Szary” to spolszczenie łacińskiego określenia kogoś, kto oczyszcza ziemię z chwastów: Sarius? Jeden wspaniały czyn, uczynił go szlachcicem, zapewne motywując go już przez całe życie do podobnych czynów. Niekiedy wprawa w oczyszczaniu ziemi z chwastów znajduje swoje zastosowanie w plewieniu wrogów. Każdy z nas, kto tylko jest postawiony w służbie społeczeństwu, ma choć jeden wyjątkowy moment w życiu, w którym może przekroczyć siebie ku odwadze i wspaniałomyślności, nawet zwykły rolnik taki, jak Bartosz Głowacki czy pasterz Dawid. Nawet jeśli jesteśmy przesiąkniętymi złością ludźmi, mamy choć jedną okazję w życiu, by stać się wspaniałymi, jak dowodzi tego film Clinta Eastwooda „Gran Torino”. Człowiek szlachetny, ma prawo do dumy, gdy jego czyn jest oparty na właściwych wartościach. Imitacją szlachetności jest rodzaj pychy, zwany arogancją, czyli przypisywanie sobie zasług, na które się jednak nie zdobyło.
UCZCIWOŚĆ: Nie tylko kradzież, ale też wszelkie formy zwodzenia ludzi są niemiłe Bogu. Duchowość człowieka sprawdza się nawet w interesach. Wystarczy otworzyć księgę Amosa, by przekonać się, że wszelka nieuczciwość, wyłudzanie, naciąganie, wykorzystywanie, malwersacje, kradzieże są ścigane przez gniew Nieba. Trzeba też przypomnieć, że niewypłacanie wynagrodzenia pracownikom, albo zaniżanie go, jest grzechem wołającym o pomstę do nieba i na pewno skończy się ową pomstą. Jerozolima nie tylko dlatego stała się pastwą Babilończyków, ponieważ szerzyło się w niej bałwochwalstwo, ale również dlatego, że ostatni królowie wykorzystywali ubogą ludność, zmuszając ją do prac przy budowie wielkich gmachów, nie dając żadnego wynagrodzenia oraz podnosili podatki. Roboam stracił większość swego królestwa, ponieważ nie chciał ulżyć w podatkach. W 22 rozdziale Jeremiasza, wprost prorok wskazuje nieuczciwość, jako powód zniszczenia miasta w 587 roku w czasie najazdu Nabuchodonozora. W programie Dwunastu Kroków anonimowych alkoholików, jest mowa o bezkompromisowej uczciwości jako warunku zdrowienia. Jak się okazuje, nieuczciwość, tak zaburza silnie człowieka, że utrudnia uwolnienie od nałogów. Uczciwość zdobywamy już wtedy, gdy nie pozwalamy sobie na jazdę tramwajem bez biletów. Jakiś czas temu, przybył do mnie mężczyzna, który był zatrudniony w biurze pewnej wielkiej instytucji. Po wyznaniu swych grzechów, dodał na końcu niepewnym głosem, że trochę go niepokoi jeszcze jeden problem, który według jego rozeznania nie jest grzechem. W sytuacji niepewności moralnej lepiej jest jednak ją wyznać, aby uzyskać jasność, sumienie bowiem nie powinno opierać się na wątpliwościach. Biblia mówi, aby nasza postawa była zdecydowana: „niech wasza mowa będzie tak-tak, nie-nie, a co ponadto, jest od diabła”. Okazało się, że zabrał do domu z biura zestaw pisaków i miał z tego powodu niepokój, choć twierdził, że nie uważa tego za grzech. Według niego pisaki były niewiele warte i były masowo kupowane do biura. Rzeczywiście – odrzekłem - to prawda, że są niewiele warte, ale o wiele poważniejszą stratą jest oswojenie sumienia z kradzieżą. Jak się okazało, od wielu lat wynosiła różne drobne przedmioty, których łączna wartość mogła być dość pokaźna. I co najdziwniejsze, od lat był ogromnie zadłużony. Zastanawiam się, czy ogromne zadłużenie, które trwa latami nie jest wskazówką, by przyjrzeć się swej osobistej nieuczciwości? Czy zadłużenie jakiegoś państwa, nie ma związku z okradaniem jego obywateli przez władze? W naszym świecie wykorzystywanie i nieuczciwość są rozpowszechnione i wydaje się, że nie tylko walka, ale nawet mówienie o uczciwości jest bezcelowe, ale wystarczy jeden uczciwy, by ze względu na niego Bóg podtrzymywał ten świat. Czy w miasteczku, w którym żyje stu mieszkańców i 99 jest złodziejami, ten ostatni - setny powinien też kraść, dlatego, że wszyscy kradną? A może to miasteczko istnieje tylko dlatego, że ten jeden jedyny nie kradnie? Według pewnej legendy biblijnej, gdy Bóg stworzył świat, zobaczył, że on się chwieje na dwie strony. Spytał więc Bóg: „Co ci jest, że tak się kolebiesz? „A świat odrzekł: „Panie nie mogę stać spokojnie, bo nie mam podpory”. Bóg więc rzekł: „Dam ci podporę, jednego sprawiedliwego, o imieniu Abraham, który będzie dla ciebie oparciem”. Dlatego istnieje pewna starożytna nadinterpretacja biblijna związana ze stworzeniem świata. W księdze Rodzaju (2,4) zapisano sformułowanie kończące dzieło stworzenia świata: „gdy były stwarzane” (BEHIBARAM). Hebrajskie litery tego wyrażenia są tymi sami, które po przestawieniu tworzą wyrażenie: „w Abrahamie” (BAABRAHAM), gdyż wierzono, że świat może trwać, gdy na nim żyje choćby jeden jedyny uczciwy człowiek. I właśnie Abraham był niezwykle uczciwym człowiekiem. Wolał być skrzywdzony, niż wymierzać innym sprawiedliwość, wolał zapłacić nawet za to, co było jego własnością, jeśli ktoś mu ja zabrał, jak to było w przypadku studni Beer Szeba. Uczciwość jest aktem wiary w opatrzność Boga, podobnie jak jakakolwiek kradzież jest aktem niewiary, brakiem zaufania do Boga i zlekceważeniem Go.
Saturday, December 18, 2010
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment