O. Augustyn Pelanowski
W tekście przeznaczonym na ten dzień, czytamy w dosłownym tłumaczeniu: trwajcie bez snu! Czytam te słowa i lekko się uśmiecham, ponieważ już od dawna mam problemy ze snem i dużą część nocy przeznaczam na przygotowanie Słowa Bożego, gdyż w ciągu dnia posługuję. Jestem jak piekarnia: nocą jest wypiek, a w ciągu dnia darmowa sprzedaż. Jezus nie dzieli doby dla swych sług na idealne trzy ósemki: sen, praca, medytowanie. Każe czuwać nocą, a to przecież łamie naturalny porządek. Czy człowiek nie powinien siebie samego przekraczać, by się rozwijać? Co więc robić w adwencie? Nie wyspać się?
Kościół w tę pierwszą niedzielę adwentu, każe nam trochę opacznie, skierować bezsenne oczy nie tyle w kierunku Betlejem, co raczej ku paruzji. Nie na to, co jest początkiem zbawienia, ale jak się ono sfinalizuje. Co to jest paruzja? Ostateczne przyjście Chrystusa w chwale, w pełni życia wiecznego, jakie ma do zaofiarowania ludzkości oczekującej absolutnego przeobrażenia życia i zniesienia na zawsze nowotworu śmierci, rozpaczy grzechu i wszelkiego cierpienia. Ostateczny temat teologii jest tu pierwszym, ponieważ jest naszą najważniejszą nadzieją i najgłębszym pragnieniem. Właśnie tego oczekujemy. W Betlejem Bóg objawił się w człowieku, w paruzji człowiekowi zostanie udostępnione Bóstwo. Zaczęło się na wioseczce, skończy głębiej niż w kosmosie! Czy jest jakiś człowiek, który nie ma już dość tej męki, życia, które w każdej godzinie może zaskoczyć cierpieniem, opuszczeniem, kalectwem, wypadkiem, rozwodem, krzywdą, pijaństwem, przemocą, torturami, wojnami, chorobami psychicznymi, gwałtami, prześladowaniami, szerzącą się dominacją perwersji, coraz liczniejszym sieroctwem? Każdego dnia widzę cierpienie i tysiące żyjących w męczarni i desperacji. Sam zadaje cierpienie i sam jestem raniony. Czy obecny świat jest naprawdę pełen uśmiechu, jak to widzimy na każdej reklamie? Czy na pewno używanie kremu przeciwzmarszczkowego z drzewa bukowego pozbawi mnie obawy przed starzeniem? Nie zbawiłoby mnie od trwogi istnienia nawet stworzenie takiego świata jaki wydumał Huxley, świata w którym istnieje ministerstwo, którego celem jest minimalne skrócenie oczekiwania na zaspokojenie każdego kaprysu człowieka. Może się jednak okazać, że takim świecie medyczne przedłużenie życia doczesnego jest jedynie za cenę obniżenia sprawności umysłowej, a stosowanie leków, które natychmiast uwalniają od depresji, pozbawią w tym samym momencie kreatywności i duchowości. Ten świat może być wielokrotnie poprawiany przez człowieka, ale i tak nie nigdy nie będzie szczęściem, jakiego oczekujemy. Oczekuję, by Bóg przeobraził wszystko, bo ludzkie pomysły na przedłużenia życia są żałosne i przypominają składanie pożywienia do sarkofagu faraona.
Bóg zapewnia nas o istnieniu świata, który jest wolny od śmierci i cierpienia i dlatego w modlitwie OJCZE NASZ z determinacją mówię: PRZYJDŹ KRÓLESTWO TWOJE. Paruzja nie objawi się oczywiście w chwili mojej śmierci. Moja śmierć może być sądem szczegółowym tylko związanym z moją osobą, a paruzja zbiega się z sądem ostatecznym dotyczącym całego świata. Może słowo SĄD nas niepokoi, ale ci, którzy w tym świecie żyją w komunii z Jezusem, nie muszą się bać Jego przyjścia, mogą co najwyżej lękać się jeszcze boleśnie raniącej zdolności tego świata i obawiać się utracić łaskę uświecającą, czyli gwarancji utrzymującej w człowieku życie zmartwychwstałego Jezusa, który nam się daje w sakramentach, a prześwietnie w Eucharystii. Nie mogę się bać przyjścia Jezusa, bo jest czymś nieracjonalnym bać się nadejścia oryginalnego szczęścia, które mnie wreszcie pozbawi możliwości cierpienia. A paruzja nie nadchodzi wraz ze śmiercią moją, ponieważ nie jestem całą ludzkością. Gdy umieram ja, to wcale nie oznacza, że umierają wszyscy ludzie jak pisze Martelet. Z kolei, umierając, nie dostępuję jeszcze pełni zmartwychwstania, choć już żyję w Zmartwychwstałym, ponieważ ten Zmartwychwstały jeszcze nie przeobraził całego świata, który nadal jest kaleczony śmiercią a przesunięcie całkowitego przeobrażenia świata jest spowodowane miłosierdziem ponieważ jeszcze wielu Szawłów czeka na swój Damaszek.
Piotr pisze: ”Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – jak niektórzy są przekonani, że Pan zwleka – ale On jest cierpliwy w stosunku do nas. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich chce doprowadzić do nawrócenia” (2P3,9). Toteż w tysiącach komór celnych dopiero liczą swoje oszczędności rozliczni Mateusze albo już ze łzą w oku czytają OPOWIEŚĆ WIGILIJNĄ Dickensa, i być może dopiero rosną sykomory i dopiero rodzi się sto czterdziesty czwarty Zacheusz. Niejedna teściowa jeszcze nawet na gorączkę nie zachorowała i wielu opętanych jeszcze się rzuca kamieniami po cmentarzach przeganiając wieprze gadareńskie. Może jeszcze nie urodziła się niejedna chora na anoreksję córka Jaira i sądzę, że wiele zranionych kobiet, których wspomnienia z dzieciństwa krwawią na razie wydają całe swoje oszczędności na lekarzy. Gdyby więc teraz nastąpiła paruzja, oni nie zdążyliby się jeszcze uchwycić skrawku szaty Jezusa, i ich wiara nie zaistniałaby. Nie każe się górnikowi, który przebywał w zawalonym i mrocznym chodniku w kopalni tydzień czasu, od razu otworzyć oczy na słonecznym poziomie, gdy go wybawi ekipa ratunkowa. Bez wiary trudno mówić o zbawieniu. Chrystus mógłby usunąć śmierć już teraz, jest zdolny to uczynić, taki był pierwszorzędny sens jego zmartwychwstania, nieuchronnie wtedy wylałaby się na nas wieczność życia Boga, ale wielu z nas jeszcze nie dojrzała do wyboru wiary. Gdyby teraz usunął śmierć, wtedy po prostu nastąpiłoby zniesienie w całości tego świata, ale nie byłby on jeszcze wypełniony Chrystusem na ile się tylko da. Nastąpiłoby zniesienie bez wypełnienia. Czy się wycina figę obłożoną nawozem, która zaczyna rodzić owoce? Paruzja byłaby przedwczesnym finiszem i być może miliony ludzkich istnień byłoby niedojrzałych do niej, nieprzygotowanych na nią, nie zdążyłoby zaznać komunii z Jezusem na tym poziomie istnienia. Sakramenty są wyjątkową szansą na komunikację z Jezusem zmartwychwstałym i On w nich czeka wypełniony w sercu nabrzmiałym pragnieniem stworzenia więzi miłości między sobą a ludźmi oraz wybawiania nas z bezsilności jaka przygniata człowieka w grzechu.
Wydaje się, że dopiero wtedy, gdy cała ludzkość przerazi się niemożliwością wyjścia ze skutków swoich zbrodniczych pomysłów, przybędzie znowu On, ten, który potrafi wyciągnąć rękę do tonącego Piotra, a nie do Piotra, któremu udaje się jeszcze kroczenie po falach czasu. Czyż nie, dlatego dziś czytamy o znakach trwogi bezradnych narodów, które będą zwiastowały nadejście Mesjasza w paruzji? Znaki na słońcu, księżycu, gwiazdach i jakiś totalny potop. Potencjał nuklearny istniejący już na świecie potrafiłby wywołać chyba gigantyczne i promieniotwórcze tsunami? Świat zmierza ku gorszemu, ku punktowi krytycznemu, a krytyczny punkt może być ostatecznym przesileniem. Talmud mówi, że Mesjasz przyjdzie, gdy świat będzie już całkowicie zepsuty, gdy będzie całkowicie winny, bowiem wtedy wszystko będzie z góry, czyli będzie zależało już tylko od łaski Wszechmogącego. Księga Kapłańska mówi symbolicznie: kiedy całe ciało człowiek pokryte jest trądem, człowiek jest czysty (por. Pwt 4,28-30). Kiedy całe ciało ludzkości przekona się, że jest nieuleczalnie trędowate, to właśnie może być momentem przeobrażenia. Kiedy wszyscy ludzie zdadzą sobie sprawę z winy, przyjdzie pełnia odkupienia. Podobnie, gdy pojedynczy człowiek do głębi uświadamia sobie sprawę ze swego upadku, z którego nie może się już podnieść, może zdobyć się najsilniejszy akt zwrócenia się ku Bogu, czyli nawrócenia w najczystszej szczerości. Przebudzenie następuje, gdy noc dobiega końca, światło rozbłyska, przed wschodem słońca noc jest najciemniejsza. Właśnie pośród tej narastającej ciemności, słowa Jezusa o trwaniu na czuwaniu, w bezsenności, stają się zrozumiałe. Dla tych, którzy czuwają w nocy, świt jest wcześniejszy. Greckie AGRYPNEO dosłownie tłumaczy się, jako bycie bezsennym, czujnym, czyli kimś, kto już się przebudzili i uczestniczy w dniu, mimo trwania jeszcze nocy. Chodzi o to, by nie utożsamić się z ciemnością nocy, jaka spowija świat. Nocą jest owe obżarstwo, pijaństwo i wszelki troski doczesne, które Jezus wymienia mając na myśli nie tylko grzeszny styl życia, ale i koszmarne uwikłanie się tym świecie tak daleko posunięte, że uniemożliwia człowiekowi otwarcie oczu na Jezusa i na prezent życia wiecznego, jaki już dyskretnie rozpakował w tym świecie. Wyrzeczenie daje sposobność dostrzegania w tym świecie miłującego i życzliwego Boga, który wskazuje Nową Ziemię i Nowe Niebo. Pierwsza, która nie przeoczyła, lecz ujrzała Życie Boga i je przyjęła całym sercem, była Miriam Niepokalana. Nie bez powodu tę uroczystość przeżywamy właśnie w adwencie. Ponieważ miała począć i urodzić Syna Bożego musiała być wyjęta spod panowania sił ciemności, którym my podlegamy poprzez uczestniczenie w grzechu. Ale ona była w zupełności wolna od ciążenia ku do grzechu, gdyż antycypowała świat, który na końcu zostanie od grzechu uwolniony i dała swoje ciało Temu, który od śmierci przyszedł uwolnić. Gdyby była zwykłą kobietą zainfekowaną grzechem, Jej Syn jakże mógłby narodzić się nieskalany? Bóg udzielił Jej uprzednio to, co my otrzymamy na końcu: wolność od grzechu, aby nikt nie miał wątpliwości, co do możliwości uwolnienia człowieka od tego skalanego dziedzictwa. Stąd wypływa waga tej adwentowej uroczystości, jaką 8 grudnia będziemy przeżywać. To nie tylko jedno ze świąt, ale potężny akord Objawienia przypominający o kondycji, którą będziemy wszyscy obdarzeni na końcu. Ponieważ dała nam Tego, który jest Pierworodnym wobec całego stworzenia, choć urodziła się w konkretnym punkcie historii, reprezentuje postać człowieczeństwa, które już będzie uwolnione od śmierci i grzechu poza historią. Jej Syn jedna nas w swoim ziemskim ciele przez własną śmierć z Bogiem, nas, którzy niegdyś byliśmy wrogami Boga, aby stawić nas przed obliczem Boga, jako niepokalanych – właśnie tak zostaniemy przeobrażeni: w nieskalanych! Dosłownie tekst z listu do Kolosan (Kol 1, 22) używa w tym miejscu słowa: HAMOMOS – czyli będący bez skazy, nieskalany niczym, niepokalany! Pawłowi nie wystarczyło to określenie i wzmacnia swoje obwieszczenie najpiękniejszej nowiny słowem nie pozostawiającym już nic do życzenia: ANENKLETOS, czyli niemożliwy do obwinienia, bez zarzutu! Czy nie jest godne najwyższego oczarowania by wrogów Boga, uczynić niepokalanymi? Mnie to powala z wdzięczności na kolana i wzrusza aż do łez.
Saturday, December 18, 2010
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment