Monday, May 12, 2008

Błogosławić, czyli dziękować IV A

O. Augustyn Pelanowski OSPPE

Już dawno zauważono, że słowu „błogosławieni” bardziej odpowiada greckie eulogetoi, natomiast tekst Mateusza używa w tym miejscu rozweselającego słowa makarioi, co raczej tłumaczy się jako „szczęśliwi”. To słowo oznacza nie tylko ludzi, którym życie się udało. Grecka starożytna literatura używała słowa makarios jako epitetu bogów! Czasami też mówiono w ten sposób o umarłych! Jezus zwraca się więc do płaczących, ubogich, prześla- dowanych jak do bogów, a przede wszystkim widzi w nich ludzi, którym życie się udało! Powierzchownym słuchaczom Kazania na Górze mogłoby się wydawać, że Jezus kpi w żywe oczy z przygniecionych ciężarem losu biedaków. Jak można do tak nieszczęśliwych ludzi mówić, że są szczęśliwcami losu, a nawet porównywać ich los z losem boskim? A jednak ukrywa się w tym zestawie błogosławieństw wyjątkowa mądrość. Komu nie udaje się to życie, ma większe szanse na udaną wieczność. Przysłowie afrykańskie mówi: Gdy twoja strzała chybia antylopę, trafia z podwójną siłą w bawołu.

Dla Żydów błogosławieństwa są specyficzną formą dziękczynnej modlitwy. Odmawiano je przed różnymi rodzajami przyjemności, przed wypełnieniem micwot, czyli przykazań, albo nawet gdy kogoś ominęło jakieś nieszczęście. Błogosławieństwa były jednym ze sposobów rozumienia świata i wszystkiego, co on niesie ze sobą, jako nieustannego obdarowywania ludzkości przez rozrzutnego w dobroć Boga. Wszystko jest darem, za wszystko trzeba więc Bogu dziękować, czyli Go błogosławić. Błogosławić to mówić Bogu: DZIĘKUJĘ. Czy można jednak dziękować za płacz albo za ubóstwo, albo za czyste, czyli puste serce, które nie jest wypełnione żadną miłością do kogokolwiek? Owszem, za soczystą pomarańczę albo za udaną transakcję finansową czy narodziny dziecka, zapach jodłowego lasu, widok słońca zachodzącego nad falami morza, albo za żonę, która kolorem swoich oczu przypomina nieskończone niebo, można błogosławić Boga. Ale za prześladowanie i wyzwiska? Żydzi błogosławili Boga przede wszystkim za przyjemności, radości, pokarmy i za to, co moglibyśmy dziś nazwać szczęśliwym trafem. Tymczasem Jezus poszerzył granice błogosławieństw nawet na to, co nie jest przyjemne i radosne. Okazuje się bowiem, że Bóg objawia swoją dobrotliwość również w tym, co w pierwszym zderzeniu zdaje nam się nieszczęściem. Ubóstwo Jezusa nas ubogaciło bogactwem łaski, Jego smutek nas pocieszył, Jego cichość i pokora serca uzdrawiają do dziś z napięcia i lęku. Jego pragnienie sprawiedliwości uczy nas postępowania wobec bliźnich. Jest miłosierny i głęboko się wzrusza, dlatego wielu może naprawdę dosięgnąć ulgi w sumieniu. Jest najczystszego serca i stąd nikt nie czuje się przy Nim zniewolony czy zmanipulowany. Wprowadza pokój, jakiego ten świat nie potrafi dać. Cierpiał prześladowanie, abyśmy uniknęli potępienia piekielnego, słyszał niejednokrotnie urągania i kłamstwa pod swoim adresem, ale błogosławił nawet swoich wrogów. Czy można Go nazwać kimś nieszczęśliwym?

No comments: