Czy można zadziwić Bożego Syna? Okazuje się, że można. Udało się to mieszkańcom Nazaretu. Ci, wśród których wzrastał, wśród których się wychowywał, zaskoczyli go swym niedowiarstwem.
Oni również, podobnie jak wszyscy, którzy zetknęli się z Chrystusem, stanęli wobec pytania: „Kim On jest?”. Wydawałoby się, że właśnie im powinno być łatwiej uwierzyć. Znali Go lepiej niż inni. Tymczasem właśnie posiadana przez nich wiedza o Jezusie okazała się przeszkodą, właśnie ona skłoniła ich do powątpiewania. Za dużo wiedzieli o nim, jako o człowieku, aby uwierzyć, że jest Bogiem. Nie tak wyobrażali sobie Mesjasza.
Można próbować wyjaśniać, że mieszkańcy Nazaretu wykazali się po prostu ostrożnością. Przecież w żadnych czasach nie brakuje ludzi, którzy nazywają siebie wysłannikami Boga. Historia pokazuje, że wielu z nich to zwykli oszuści. Trzeba jednak odróżnić roztropność od braku gotowości przyjęcia wiary.
W czasach starotestamentalnych Bóg wielokrotnie posyłał do Narodu Wybranego proroków. Wybierał człowieka i mówił: „Posyłam cię do synów Izraela... Posyłam cię do nich, abyś im powiedział: «Tak mówi Pan Bóg»”. Uprzedzał jednak swych wybrańców „A oni czy posłuchają, czy nie, są bowiem ludem opornym, przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich”.
To zdumiewające. Okazuje się, że można wiedzieć o proroku, a jednak mu nie wierzyć, nie przyjmować jego przesłania, które otrzymał od samego Boga. Dlatego misja wszystkich, których Bóg wybrał, jest taka trudna. Dotyczy to także wszystkich ochrzczonych. Świat wie, że są chrześcijanami, a jednak nie chce przyjąć ich świadectwa.
Ojciec Święty wielokrotnie ze smutkiem zwracał uwagę, że liczni są w naszych czasach ludzie, którzy starają się żyć w taki sposób, jakby Boga nie było, jakby Chrystus nie przyszedł na świat, nie nauczał, nie cierpiał, nie umarł, nie zmartwychwstał. Nie mogą powiedzieć, że nikt im nie głosił Ewangelii. Spotykają się z nią niemal na każdym kroku. A jednak świadomie zamykają serce na dźwięk Dobrej Nowiny. Czynią to czasami nawet mimo tego, że sami kiedyś zostali ochrzczeni.
Mieszkańcom Nazaretu przeszkadzało, że Jezus był taki „zwyczajny”. Pamiętali, że mieszkał wśród nich, znali Jego krewnych, wiedzieli, jakim był dzieckiem, młodzieńcem. Wielokrotnie z nim rozmawiali, razem z Nim jedli, widzieli, jak pracuje, wspólnie z Nim odpoczywali, czytali Torę, modlili się. A teraz nagle mieli w Nim uznać Bożego Syna? Także dzisiaj wielu ludziom przeszkadza, że chrześcijaństwo jest takie „zwykłe”, a jego wyznawcy nie żyją w nieustannej ekstazie, lecz dotykają ich wszystkie problemy codzienności oraz zwyczajne ludzkie ułomności.
Dlaczego tak się dzieje próbował wyjaśnić święty Paweł opowiadając o własnych doświadczeniach: „Aby mnie nie wynosił zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała...”. Chrześcijanin nie powinien uciekać od „zwyczajności” życia, skupiać się tylko na tym, co nadzwyczajne, cudowne. „Mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” – tłumaczy Apostoł Narodów.
Poszukiwanie za wszelką cenę nadzwyczajności nie jest obce wielu katolikom. Takie nastawienie jest niebezpieczne dla wiary, ponieważ prowadzi do lekceważenia tego, co „zwyczajne”. Taką lekceważoną „zwyczajnością” w skrajnych przypadkach może się okazać nawet obecność Jezusa Chrystusa pod postacią zwykłego opłatka w Najświętszym Sakramencie. Zdarza się, że ludzie po wielu latach ze zdumieniem odkrywają na nowo, iż podczas każdej Mszy świętej na ołtarzu dokonuje się cud.
Kiedy człowiek spotyka Chrystusa nie powinien oczekiwać pojawienia się wyprzedzającej informacji „Uwaga, Bóg na twojej drodze!”. Jezus jest obecny w życiu człowieka tak „po prostu”. Czasami można w kazaniach usłyszeć historię o Synu Bożym, który przyszedł do kogoś w odwiedziny jako zwyczajny człowiek i nie został rozpoznany. Nie zawsze jednak słuchacze zdają sobie sprawę, że im również mogło się coś takiego przydarzyć.
Monday, July 06, 2009
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment