Augustyn Pelanowski OSPPE
Zesłanie Ducha jest nowym stworzeniem człowieka, wydobywającym go ze śmiertelnych klimatów. Lęk potrafi być bardziej zabójczy niż śmierć, podobnie utrata nadziei i sensu.
Tchnął na nich Ducha Świętego, stojąc przed nimi z otwartymi ranami i z martwych przebudzony. Jest jakieś podobieństwo tej sceny z tym tchnieniem, którego udzielił Bóg, stwarzając człowieka z prochu ziemi, czyniąc go istotą żywą. Dał Ducha Ożywiciela, czyli tego, który jest nowym życiem. Ożywić to coś więcej niż stworzyć, to wzbudzić życie tam, gdzie ono już się definitywnie zakończyło. W Credo wypowiadamy bez zająknięcia: „wierzę w Ducha Ożywiciela”! Ateista mógłby powiedzieć: mają tupet ci chrześcijanie!
W Kościele pierwszych wieków utożsamiano Ducha Świętego z królestwem, które nadchodzi. Istniała nawet wersja modlitwy „Ojcze nasz”, w której zwrot: „niech przyjdzie królestwo Twoje” brzmiał
„niech przyjdzie Duch Twój”. Tchnienie Ducha jest więc nowym stworzeniem, nowym życiem. Duch daje świadectwo, że historia rozwija się ku nieprawdopodobnemu rozwiązaniu, niezasłużonemu i oszałamiającemu, ku wzbudzeniu z martwych i życiu wiecznemu w królestwie, które nadchodzi.
Św. Jan podaje wersję Zesłania w sposób bardzo intymny. Dokonuje się ono w jakiejś dyskrecji przed światem. Św. Łukasz tak pisze o Zesłaniu, że widzimy spektakl nawrócenia tysięcy ludzi. Obydwaj mają rację. Duch nie jest dla garstki elitarnych adeptów, ale żeby Go przyjąć, trzeba mieć jak najintymniejszą relację ze Zmartwychwstałym. Nie odsłania się najgłębszych ran przed nieznanymi osobami. Jezus zaś stanął i odsłonił wszystkie rany.
Nie tylko odsłonił, ale i pozwolił się dotknąć. Słowa Jego były dotykalne, a radość nie była zwykłą emocją, lecz stanem szczęścia. To ważne, gdyż żyjemy w świecie, w którym słowa stają się podejrzane, zanim ktoś je wypowie, czy ułoży w przekonywające dowody. Ten, którego widzieli, zniszczonego i zmiażdżonego na krzyżu, stanął przed nimi tryskający pokojem i radością. Duch Święty zmienia nasze wyobrażenie o Jezusie i o nas samych. Kto jest tu naprawdę umarły? Chrystus, którego złożono w grobie i z którego wyszedł mimo zatoczonego kamienia, czy apostołowie za zaryglowanymi drzwiami, niepotrafiący nic uczynić, by wydobyć się na zewnątrz tej komnaty, która zaczynała przypominać komorę grobowca? Zesłanie Ducha jest nowym stworzeniem człowieka, wydobywającym go ze śmiertelnych klimatów. Lęk potrafi być bardziej zabójczy niż śmierć, podobnie utrata nadziei i ciężar utraty sensu.
Duch Święty jest dla indywidualnego człowieka, ale i dla ludzi, dla Kościoła. Jan widzi ten aspekt osobisty, intymny, Łukasz ukazuje posłanie Ducha Ożywiciela do ludzkości. Św. Ireneusz pisał: „podobnie jak Bóg powierzył swoje tchnienie ciału, które ukształtował tak, by wszystkie członki otrzymały życie, podobnie powierzył Ducha swemu Kościołowi. Od tej chwili, gdzie Kościół, tam i Duch Święty, a gdzie choćby jeden wierzący Zmartwychwstałemu, tam i obietnica ożywienia”.
Thursday, June 04, 2009
Machnąć ręką na grzechy - Zeslanie Ducha Sw. B
Augustyn Pelanowski OSPPE
Jezus daje Ducha Świętego przede wszystkim w tchnieniu przebaczenia. Jeśli uczniowie udzielą rozgrzeszenia skruszonym grzesznikom, sam Bóg ich usprawiedliwi.
Potężna władza, którą dotychczas dysponował sam Jezus, dostaje się teraz w ręce apostołów. Dlaczego? Przecież kilkadziesiąt godzin wcześniej zaparli się Go, pozostawili, zgrzeszyli ucieczką? Właśnie dlatego! Któż bowiem bardziej nadaje się na sędziego czynów ludzkich jak nie ten, kto był winowajcą, któremu darowano coś gorszego niż karę śmierci? Miłosierni są jedynie ci, którzy dogłębnie doznali miłosierdzia.
Piotr wyparł się Jezusa, chcąc uratować siebie (Mt 26,69–75). A jednak po zdradzie „wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”. Owo „na zewnątrz” (exo) w kilku miejscach w Biblii ma znaczenie wyrzeczenia się wszystkiego, utraty wszystkich dóbr, związków i szans życiowych, nawet potępienia w wiecznych ciemnościach. Oznacza miejsce kary i rozpaczy (Mt 5,13; Mt 8,12; Ap 22,15; Mt 25,30; Mt 22,13). BÓG JEDNAK WSZYSTKO PRZEKREŚLA za jednym zamachem ręki kapłana. Ruch ręki kapłana w konfesjonale można zinterpretować jako krzyż. Albo jakby Bóg chciał „machnąć ręką” na nasze grzechy. Nikt na świecie nie może machnąć ręką na nasze grzechy, tylko Bóg. Mieli rację faryzeusze, kiedy powiedzieli, że gdyby człowiek odpuszczał grzechy, toby bluźnił. Jak więc zrozumieć udzielnie tej władzy apostołom? Czyżby Jezus dopuścił do bluźnierstwa? W żadnym wypadku! To po prostu On sam, w Duchu Świętym, będzie udzielał rozgrzeszenia. Duch Święty, to obecność Boga w kapłanie.
W wydarzeniu uzdrowienia paralityka, Jezus mówi do niego: „Synu!”. Zanim przebaczył, nazwał go synem. Uczynił go dzieckiem Bożym, czyli kimś kochanym. Zanim go uleczył, najpierw go usynowił. Dlaczego? Ponieważ uczucia albo leczą, albo powodują choroby. Uczucia decydują o trzech czwartych naszych decyzji życiowych. Jeśli tak dużo zależy od uczuć, jeśli tak wiele zależy od miłości, to o ileż więcej od Tego, który jest samą Miłością; od Tego, który jest Kimś nieskończenie większym niż uczucia!
Jezus daje Ducha Świętego przede wszystkim w tchnieniu przebaczenia. Jeśli uczniowie udzielą rozgrzeszenia skruszonym grzesznikom, sam Bóg ich usprawiedliwi.
Potężna władza, którą dotychczas dysponował sam Jezus, dostaje się teraz w ręce apostołów. Dlaczego? Przecież kilkadziesiąt godzin wcześniej zaparli się Go, pozostawili, zgrzeszyli ucieczką? Właśnie dlatego! Któż bowiem bardziej nadaje się na sędziego czynów ludzkich jak nie ten, kto był winowajcą, któremu darowano coś gorszego niż karę śmierci? Miłosierni są jedynie ci, którzy dogłębnie doznali miłosierdzia.
Piotr wyparł się Jezusa, chcąc uratować siebie (Mt 26,69–75). A jednak po zdradzie „wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”. Owo „na zewnątrz” (exo) w kilku miejscach w Biblii ma znaczenie wyrzeczenia się wszystkiego, utraty wszystkich dóbr, związków i szans życiowych, nawet potępienia w wiecznych ciemnościach. Oznacza miejsce kary i rozpaczy (Mt 5,13; Mt 8,12; Ap 22,15; Mt 25,30; Mt 22,13). BÓG JEDNAK WSZYSTKO PRZEKREŚLA za jednym zamachem ręki kapłana. Ruch ręki kapłana w konfesjonale można zinterpretować jako krzyż. Albo jakby Bóg chciał „machnąć ręką” na nasze grzechy. Nikt na świecie nie może machnąć ręką na nasze grzechy, tylko Bóg. Mieli rację faryzeusze, kiedy powiedzieli, że gdyby człowiek odpuszczał grzechy, toby bluźnił. Jak więc zrozumieć udzielnie tej władzy apostołom? Czyżby Jezus dopuścił do bluźnierstwa? W żadnym wypadku! To po prostu On sam, w Duchu Świętym, będzie udzielał rozgrzeszenia. Duch Święty, to obecność Boga w kapłanie.
W wydarzeniu uzdrowienia paralityka, Jezus mówi do niego: „Synu!”. Zanim przebaczył, nazwał go synem. Uczynił go dzieckiem Bożym, czyli kimś kochanym. Zanim go uleczył, najpierw go usynowił. Dlaczego? Ponieważ uczucia albo leczą, albo powodują choroby. Uczucia decydują o trzech czwartych naszych decyzji życiowych. Jeśli tak dużo zależy od uczuć, jeśli tak wiele zależy od miłości, to o ileż więcej od Tego, który jest samą Miłością; od Tego, który jest Kimś nieskończenie większym niż uczucia!
Gniazdo z połamanych gałęzi - Zeslanie Ducha Sw. B
Augustyn Pelanowski OSPPE
Różne języki, ale ten sam ogień miłości Boga. Różnimy się między sobą, ale Bóg nas łączy. Jedność w Kościele jest skomponowana z naszej różnorodności. Bez Bożego ognia miłości nasza jedność stałaby się początkiem niechęci i wzajemnych oskarżeń.
Bóg dał Apostołom moc do przebaczania i jednania się, ponieważ trwali na jednym miejscu. Gdy po raz pierwszy Jezus tchnął w nich Ducha, aby byli zdolni odpuszczać grzechy, stało się to tam, gdzie przebywali razem. Bez Boga nie potrafimy sobie przebaczać, trwać w jedności mimo różnic. Kościół jest nam potrzebny, abyśmy mogli doświadczać pomocy Ducha Świętego, by ciągle sobie przebaczać i kochać się wzajemnie, mimo różnorodności.
Duch przychodzi, gdy wydaje się, że tracimy Jezusa. Duch Święty przyszedł do uczniów wtedy, gdy Jezus miał za sobą Golgotę i gdy wstąpił do nieba. Uczniom pozostała już tylko modlitwa. Kiedy po raz pierwszy stracili Go z oczu i został pochowany w grobie, została im świadomość beznadziejności. Byli przerażeni i ścigani. Drzwi były zamknięte z lęku przed ludźmi, przed represjami. Zamknięte drzwi to wymowny obraz odcięcia się od wszystkich, zawiedzenia się na życiu, rezygnacji z wychodzenia innym naprzeciw, wycofania. Gdy wojska wycofują się z frontu, wiadomo, że oznacza to klęskę. Wycofujemy się, gdy przeżyliśmy porażkę. Zamykamy drzwi, gdy chcemy uciec, bo wszyscy nas ranią i wszystko stało się pułapką budzącą naszą podejrzliwość. Zamknięte drzwi to zamknięty w sobie człowiek, który już nie wierzy w to, że cokolwiek w życiu mu się uda. W takich chwilach myślimy, że Bóg naprawdę umarł albo przestał się nami interesować, a my umarliśmy dla Niego albo nic dla Niego nie znaczymy.
Są więc takie chwile, gdy najwspanialsze nadzieje zostają ścięte jak olbrzymie drzewa, waląc się z hukiem na piaszczystą ziemię, rozpacz wylewa się jak ropa z rany, a ciemność jest namacalna niczym lepka smoła. Z lęku zamykamy się w sobie i stajemy się niedostępni jak wierzchołek skały. Nikomu nie pozwalamy się zbliżyć do siebie. Właśnie wtedy przybywa Duch Święty z pomocą, którą jest On sam! Ptaki przecież siadają na wierzchołkach gór, na niedostępnych miejscach! Jak gołębie układają gniazda z połamanych gałązek, tak Duch Święty bierze pod swoje skrzydła ludzi połamanych zwątpieniem, złamanych bólem – czyni w nich swoje gniazdo.
Jezus przyszedł mimo zabarykadowanych drzwi, mimo tego, że już nikt nie miał siły do nich się choćby zbliżyć ani ich otworzyć. Śmierć najdroższej im osoby, śmierć Jezusa, wydawała się być czymś nieodwracalnym. Nikt przecież dotąd nigdy nie powrócił z cmentarza. To stało się po raz pierwszy. Czy wierzysz, że Pan wskrzesza umarłych? Czy wierzysz, że wskrzesi umarłą nadzieję w tobie i umarłą odwagę życia? Bo przecież nie wiadomo, co bardziej przypominało mogiłę: Wieczernik, w którym zatrwożeni Apostołowie zamarli z lęku, czy grób Józefa z Arymatei, w którym spoczywało ciało Chrystusa?
Różne języki, ale ten sam ogień miłości Boga. Różnimy się między sobą, ale Bóg nas łączy. Jedność w Kościele jest skomponowana z naszej różnorodności. Bez Bożego ognia miłości nasza jedność stałaby się początkiem niechęci i wzajemnych oskarżeń.
Bóg dał Apostołom moc do przebaczania i jednania się, ponieważ trwali na jednym miejscu. Gdy po raz pierwszy Jezus tchnął w nich Ducha, aby byli zdolni odpuszczać grzechy, stało się to tam, gdzie przebywali razem. Bez Boga nie potrafimy sobie przebaczać, trwać w jedności mimo różnic. Kościół jest nam potrzebny, abyśmy mogli doświadczać pomocy Ducha Świętego, by ciągle sobie przebaczać i kochać się wzajemnie, mimo różnorodności.
Duch przychodzi, gdy wydaje się, że tracimy Jezusa. Duch Święty przyszedł do uczniów wtedy, gdy Jezus miał za sobą Golgotę i gdy wstąpił do nieba. Uczniom pozostała już tylko modlitwa. Kiedy po raz pierwszy stracili Go z oczu i został pochowany w grobie, została im świadomość beznadziejności. Byli przerażeni i ścigani. Drzwi były zamknięte z lęku przed ludźmi, przed represjami. Zamknięte drzwi to wymowny obraz odcięcia się od wszystkich, zawiedzenia się na życiu, rezygnacji z wychodzenia innym naprzeciw, wycofania. Gdy wojska wycofują się z frontu, wiadomo, że oznacza to klęskę. Wycofujemy się, gdy przeżyliśmy porażkę. Zamykamy drzwi, gdy chcemy uciec, bo wszyscy nas ranią i wszystko stało się pułapką budzącą naszą podejrzliwość. Zamknięte drzwi to zamknięty w sobie człowiek, który już nie wierzy w to, że cokolwiek w życiu mu się uda. W takich chwilach myślimy, że Bóg naprawdę umarł albo przestał się nami interesować, a my umarliśmy dla Niego albo nic dla Niego nie znaczymy.
Są więc takie chwile, gdy najwspanialsze nadzieje zostają ścięte jak olbrzymie drzewa, waląc się z hukiem na piaszczystą ziemię, rozpacz wylewa się jak ropa z rany, a ciemność jest namacalna niczym lepka smoła. Z lęku zamykamy się w sobie i stajemy się niedostępni jak wierzchołek skały. Nikomu nie pozwalamy się zbliżyć do siebie. Właśnie wtedy przybywa Duch Święty z pomocą, którą jest On sam! Ptaki przecież siadają na wierzchołkach gór, na niedostępnych miejscach! Jak gołębie układają gniazda z połamanych gałązek, tak Duch Święty bierze pod swoje skrzydła ludzi połamanych zwątpieniem, złamanych bólem – czyni w nich swoje gniazdo.
Jezus przyszedł mimo zabarykadowanych drzwi, mimo tego, że już nikt nie miał siły do nich się choćby zbliżyć ani ich otworzyć. Śmierć najdroższej im osoby, śmierć Jezusa, wydawała się być czymś nieodwracalnym. Nikt przecież dotąd nigdy nie powrócił z cmentarza. To stało się po raz pierwszy. Czy wierzysz, że Pan wskrzesza umarłych? Czy wierzysz, że wskrzesi umarłą nadzieję w tobie i umarłą odwagę życia? Bo przecież nie wiadomo, co bardziej przypominało mogiłę: Wieczernik, w którym zatrwożeni Apostołowie zamarli z lęku, czy grób Józefa z Arymatei, w którym spoczywało ciało Chrystusa?
Pamiętaj! - Zeslanie Ducha Sw. B
Augustyn Pelanowski OSPPE
Jezus powiedział oDuchu Świętym, żeprzypomni Aposto-łom wszystkie Jego słowa, gdy przyjdzie. Trzeba sobie więc przypomnieć, że Biblia pierwotnie nie była pismem, lecz powtarzaniem słów, które przetrwały tylko dzięki pamięci ludzi. W Księdze Wyjścia, przy opisie ucieczki z Egiptu, zapisane są wezwania do Izraelitów, aby słowa Boga umieścili sobie między oczami jako ozdobę i przypomnienie. Któż z nas nie widział, choćby na fotografii, tajemniczej skrzyneczki na czołach ortodoksyjnych żydów, w której są ukryte słowa objawionego wezwania do miłowania Boga. Ozdobą duszy jest pamięć o tym, co Bóg dla niej uczynił, aby ją wybawić z niewoli grzechu, śmierci i sił ciemności. Czy pamiętasz wszystko, czego dokonał Bóg w twoim życiu? Czy potrafiłbyś wymienić ciąg wydarzeń w twojej historii, które układają się w drogę wyjścia z Egiptu grzechów, głupoty, niewiary, zdeformowanych uczuć, skostniałych schematów myślowych, które kazały ci postrzegać świat w najciemniejszych barwach? Czy pamiętasz, w jaki sposób Jezus podawał ci rękę, aby podnieść cię z kolejnego upadku? Jak uwolnił cię z nałogów, do których powracałeś? Jak rozwiązał więzy uzależnień? Czy znasz i pamiętasz historię swojej rodziny? Każdy Izraelita znał na pamięć swoją genealogię i historię swojego narodu w zbawczej interpretacji. Czy potrafiłbyś zapisać historię swojego życia w formie siedemdziesiątej czwartej księgi biblijnej? Czy pamiętasz wydarzenia, słowa, uczucia, przeżycia, ludzi, sny i najdrobniejsze znaki, i to wszystko, co było interwencją aniołów albo wprost Ducha Świętego, aby zmienić bieg twojego życia w pomyślny i pełen nadziei?
W naszej religijności za mało jest rozpamiętywania tego, co się czyta w świętych księgach. Wielu ludzi zadowala się modlitwą, odmówieniem Różańca, przeczytaniem brewiarza, odczytaniem tekstów liturgicznych. Ale po co się to robi, jeśli nie towarzyszy temu odwołalnie do pamięci, do własnego życia? W Psalmie 49 czytamy: „Człowiek, co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną”. Bezmyślne wyrecytowanie tekstów, choćby najświętszych, niczego w nas nie zmienia, bo nie są to teksty magiczne, lecz ożywiające, i potrzeba żywego odczytania, rozpamiętywania, by ujawnił się w nich Duch Święty. Czytanie słów Jezusa nie jest deklamacją, ale rozpamiętywaniem czy też wewnętrznym porównywaniem z własnym życiem.
Jeśli mamy dziś prosić o przyjście Ducha Świętego do nas, to prośmy Go o to, byśmy uruchomili w sobie pamięć zbawienia. Mnie osobiście bardzo zdumiało, gdy czytałem po raz pierwszy Księgę Liczb, że zostały w niej zapisane wszystkie etapy drogi przez pustynię, nieraz z podaniem najdrobniejszych szczegółów. Nic nie jest bez znaczenia, gdy się podejmuje wysiłek drogi ku zbawieniu. Do takiego postrzegania świata i życia, które widzi Boże znaki na naszej drodze, potrzebna jest pamięć oświetlona światłością Ducha Świętego. Dzięki Niemu nie ulegamy sklerozie duchowej. Dzięki Niemu mamy wizję przyszłości, gdyż pamięć przeszłości jest korzeniem owocnej przyszłości.
Jezus powiedział oDuchu Świętym, żeprzypomni Aposto-łom wszystkie Jego słowa, gdy przyjdzie. Trzeba sobie więc przypomnieć, że Biblia pierwotnie nie była pismem, lecz powtarzaniem słów, które przetrwały tylko dzięki pamięci ludzi. W Księdze Wyjścia, przy opisie ucieczki z Egiptu, zapisane są wezwania do Izraelitów, aby słowa Boga umieścili sobie między oczami jako ozdobę i przypomnienie. Któż z nas nie widział, choćby na fotografii, tajemniczej skrzyneczki na czołach ortodoksyjnych żydów, w której są ukryte słowa objawionego wezwania do miłowania Boga. Ozdobą duszy jest pamięć o tym, co Bóg dla niej uczynił, aby ją wybawić z niewoli grzechu, śmierci i sił ciemności. Czy pamiętasz wszystko, czego dokonał Bóg w twoim życiu? Czy potrafiłbyś wymienić ciąg wydarzeń w twojej historii, które układają się w drogę wyjścia z Egiptu grzechów, głupoty, niewiary, zdeformowanych uczuć, skostniałych schematów myślowych, które kazały ci postrzegać świat w najciemniejszych barwach? Czy pamiętasz, w jaki sposób Jezus podawał ci rękę, aby podnieść cię z kolejnego upadku? Jak uwolnił cię z nałogów, do których powracałeś? Jak rozwiązał więzy uzależnień? Czy znasz i pamiętasz historię swojej rodziny? Każdy Izraelita znał na pamięć swoją genealogię i historię swojego narodu w zbawczej interpretacji. Czy potrafiłbyś zapisać historię swojego życia w formie siedemdziesiątej czwartej księgi biblijnej? Czy pamiętasz wydarzenia, słowa, uczucia, przeżycia, ludzi, sny i najdrobniejsze znaki, i to wszystko, co było interwencją aniołów albo wprost Ducha Świętego, aby zmienić bieg twojego życia w pomyślny i pełen nadziei?
W naszej religijności za mało jest rozpamiętywania tego, co się czyta w świętych księgach. Wielu ludzi zadowala się modlitwą, odmówieniem Różańca, przeczytaniem brewiarza, odczytaniem tekstów liturgicznych. Ale po co się to robi, jeśli nie towarzyszy temu odwołalnie do pamięci, do własnego życia? W Psalmie 49 czytamy: „Człowiek, co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną”. Bezmyślne wyrecytowanie tekstów, choćby najświętszych, niczego w nas nie zmienia, bo nie są to teksty magiczne, lecz ożywiające, i potrzeba żywego odczytania, rozpamiętywania, by ujawnił się w nich Duch Święty. Czytanie słów Jezusa nie jest deklamacją, ale rozpamiętywaniem czy też wewnętrznym porównywaniem z własnym życiem.
Jeśli mamy dziś prosić o przyjście Ducha Świętego do nas, to prośmy Go o to, byśmy uruchomili w sobie pamięć zbawienia. Mnie osobiście bardzo zdumiało, gdy czytałem po raz pierwszy Księgę Liczb, że zostały w niej zapisane wszystkie etapy drogi przez pustynię, nieraz z podaniem najdrobniejszych szczegółów. Nic nie jest bez znaczenia, gdy się podejmuje wysiłek drogi ku zbawieniu. Do takiego postrzegania świata i życia, które widzi Boże znaki na naszej drodze, potrzebna jest pamięć oświetlona światłością Ducha Świętego. Dzięki Niemu nie ulegamy sklerozie duchowej. Dzięki Niemu mamy wizję przyszłości, gdyż pamięć przeszłości jest korzeniem owocnej przyszłości.
Patrzeć niebem - Wniebowstapienie B
Augustyn Pelanowski OSPPE
Niebo to pełnia przyjaźni z Bogiem. Niebo już dziś jest pośród nas, jeśli tylko żyjemy w przyjaźni z Chrystusem.
Dlaczego Ewangelista tylko jednym zdaniem mówi o Wniebowstąpieniu, skoro jest to jedna z najdonioślejszych tajemnic naszej wiary? Być może nie potrafił wyrazić tego, co wtedy się wydarzyło. Wniebowstąpienie jest zbyt niewysłowione, wymyka się ludzkim zdolnościom definiowania. Możemy też ulec wrażeniu, że Jezus po prostu uciekł z tego świata, w którym trzeba wyganiać demony, ciągle szukać języka porozumienia, narażać się każdego dnia na trudne sytuacje, ciągle uważać, by nie zatruć się toksycznymi relacjami i nieustannie kłaść ręce na chore miejsca egzystencji. Może miał tego dość i wytrzymawszy 33 lata, mając za sobą proces z artykułu o bluźnierstwo oraz hańbiącą śmierć, wymknął się do rozkoszy nieba, zostawiając nas na pastwę krzywdzących pomysłów, których sami jesteśmy autorami? Nie, to nie była ucieczka, ale przetarcie szlaku, otworzenie nowych możliwości!
Bóg nie zainwestował w rekonstrukcję raju na skalanej ekologicznie ziemi, ale otworzył drogę do Nowej Ziemi i Nowego Nieba. Jezus, wstąpiwszy do nieba, nie zrzucił skóry człowieka z traumatycznym grymasem i politowaniem, ale podniósł ludzką naturę tam, dokąd nie sięgają ani nasze aspiracje, ani nawet nasza wyobraźnia. Jezus mówił niewiele o niebie nie dlatego, że jest ono iluzją, ale dlatego, że nie da się go wyrazić. Powierzamy się jego zapewnieniom o dostępności nieba dla nas wszystkich. Wstępujemy w niebo za Nim i Jego mocą, gdy zawierzamy Jemu.
Potrzeba oczyścić słowo „niebo” od archaicznych skojarzeń. Niebo nie jest miejscem geograficznym ani astronomicznym. Mówimy, że jest na górze w tym sensie, że jest nieosiągalne dla zwykłego śmiertelnika, ale zmartwychwstały Syn Człowieczy osiągnął je i w ten sposób udostępnił dla wszystkich, którzy z Nim mają jedność. Niebo to pełnia przyjaźni z Bogiem. Niebo już dziś jest pośród nas, jeśli tylko utrzymujemy się w przyjaźni z Chrystusem. Nie widzimy jednak Jego chwały i szczęścia, bo musielibyśmy się nauczyć patrzeć na wszystko niebem, któremu pozwolilibyśmy we wnętrzu zamieszkać.
Patrzeć niebem to zawsze wierzyć, dostrzegać demony, by je z innych wyganiać, a nie oskarżać innych z ich powodu, mówić językiem nieba, a nie wulgarnością piekła, panować nad wężami złych podszeptów i nie zatruwać siebie i innych tym, co jest trucizną nienawiści i kłamstwa, oraz nie kłaść łapy chciwości na wszystkim, tylko rękę hojnej dobroci po to, by uzdrawiać. Niebo to bliskość na podobieństwo owego zasiadania po prawicy Boga Ojca. Bo cóż innego znaczy, że Jezus zasiadł po prawicy Ojca? Oznacza to najbliższą zażyłość z Bogiem Ojcem. Niebo to bliskość Oblicza Ojca wobec Oblicza Syna. Niebo to tron, czyli panowanie nad sobą, a nie nad innymi, panowanie nad tym, co trujące, i nad tym, co chore.
Niebo to pełnia przyjaźni z Bogiem. Niebo już dziś jest pośród nas, jeśli tylko żyjemy w przyjaźni z Chrystusem.
Dlaczego Ewangelista tylko jednym zdaniem mówi o Wniebowstąpieniu, skoro jest to jedna z najdonioślejszych tajemnic naszej wiary? Być może nie potrafił wyrazić tego, co wtedy się wydarzyło. Wniebowstąpienie jest zbyt niewysłowione, wymyka się ludzkim zdolnościom definiowania. Możemy też ulec wrażeniu, że Jezus po prostu uciekł z tego świata, w którym trzeba wyganiać demony, ciągle szukać języka porozumienia, narażać się każdego dnia na trudne sytuacje, ciągle uważać, by nie zatruć się toksycznymi relacjami i nieustannie kłaść ręce na chore miejsca egzystencji. Może miał tego dość i wytrzymawszy 33 lata, mając za sobą proces z artykułu o bluźnierstwo oraz hańbiącą śmierć, wymknął się do rozkoszy nieba, zostawiając nas na pastwę krzywdzących pomysłów, których sami jesteśmy autorami? Nie, to nie była ucieczka, ale przetarcie szlaku, otworzenie nowych możliwości!
Bóg nie zainwestował w rekonstrukcję raju na skalanej ekologicznie ziemi, ale otworzył drogę do Nowej Ziemi i Nowego Nieba. Jezus, wstąpiwszy do nieba, nie zrzucił skóry człowieka z traumatycznym grymasem i politowaniem, ale podniósł ludzką naturę tam, dokąd nie sięgają ani nasze aspiracje, ani nawet nasza wyobraźnia. Jezus mówił niewiele o niebie nie dlatego, że jest ono iluzją, ale dlatego, że nie da się go wyrazić. Powierzamy się jego zapewnieniom o dostępności nieba dla nas wszystkich. Wstępujemy w niebo za Nim i Jego mocą, gdy zawierzamy Jemu.
Potrzeba oczyścić słowo „niebo” od archaicznych skojarzeń. Niebo nie jest miejscem geograficznym ani astronomicznym. Mówimy, że jest na górze w tym sensie, że jest nieosiągalne dla zwykłego śmiertelnika, ale zmartwychwstały Syn Człowieczy osiągnął je i w ten sposób udostępnił dla wszystkich, którzy z Nim mają jedność. Niebo to pełnia przyjaźni z Bogiem. Niebo już dziś jest pośród nas, jeśli tylko utrzymujemy się w przyjaźni z Chrystusem. Nie widzimy jednak Jego chwały i szczęścia, bo musielibyśmy się nauczyć patrzeć na wszystko niebem, któremu pozwolilibyśmy we wnętrzu zamieszkać.
Patrzeć niebem to zawsze wierzyć, dostrzegać demony, by je z innych wyganiać, a nie oskarżać innych z ich powodu, mówić językiem nieba, a nie wulgarnością piekła, panować nad wężami złych podszeptów i nie zatruwać siebie i innych tym, co jest trucizną nienawiści i kłamstwa, oraz nie kłaść łapy chciwości na wszystkim, tylko rękę hojnej dobroci po to, by uzdrawiać. Niebo to bliskość na podobieństwo owego zasiadania po prawicy Boga Ojca. Bo cóż innego znaczy, że Jezus zasiadł po prawicy Ojca? Oznacza to najbliższą zażyłość z Bogiem Ojcem. Niebo to bliskość Oblicza Ojca wobec Oblicza Syna. Niebo to tron, czyli panowanie nad sobą, a nie nad innymi, panowanie nad tym, co trujące, i nad tym, co chore.
Światełko w piwnicy - Wniebowstapienie B
Augustyn Pelanowski OSPPE
Gdy byłem małym, kilkuletnim chłopcem, często bawiliśmy się w piwnicach spółdzielczego bloku, w którym mieszkaliśmy. Panował tam mrok i zaduch, a małe okienka wpuszczały niewiele światła. Bywało, że zdenerwowany krzykami dzieci sąsiad zamykał na klucz drzwi piwnicy i uwięzieni, szukając wyjścia, zmuszeni byliśmy przeciskać się przez te małe okienka. Choć były ciasne jak ucho igielne, to jednak, gdy tylko głowa zmieściła się w otworze, reszta ciała mogła się już łatwo przecisnąć.
Paweł mówi o Jezusie, że jest Głową całego Ciała Kościoła, czyli nas wszystkich, którzy się przeciskamy przez ciasny otwór do nieba, tuż za Chrystusem. Życie przebiega w mrocznej piwnicy świata, ale na szczęście jest Ten, który wyszedł na światło nieba przez okno wniebowstąpienia. W Nim jest nadzieja naszej przyszłości, pełnej nieopisanego bogactwa Chwały. Wezwanie do głoszenia Ewangelii to ostatecznie nakaz wydobywania z mrocznych labiryntów naszych zabłąkanych losów, ogłoszenie, iż jest okno, które jest wyjściem w inny świat.
Wniebowstąpienie Syna cieśli z Nazaretu było jak zdradzenie nam wyjścia z sytuacji bez wyjścia, jak przeciśnięcie się głowy, która pociąga za sobą drżące ze strachu ciało, jak znalezienie klucza do zamkniętych na siedem grzechów bram oddzielających nas od królestwa Światłości, jak pojawienie się strażaka w oknie płonącego domu na siódmym piętrze, który wspiął się po drabinie, aby uratować przelękłe dziecko. Przecież tak, jak został wzięty do nieba, tak samo przyjdzie do nas – według tego, co oświadczyli aniołowie uczniom.
Za pierwszym razem, gdy przyszedł, został osądzony przez ludzi; gdy przyjdzie drugi raz, On będzie sądził ludzkość. Zanim jednak nastąpi nasze wniebowstąpienie, istnieje „w-duszę-wstąpienie” Chrystusa. Bo przecież zanim spełnią się słowa: „Kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7,7), pragnijmy wpierw usłyszeć inne słowa: „Oto, stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3,20). Niebem jest dla Chrystusa dusza ludzka, Chrystus jest niebem dla duszy człowieka. W Pieśni nad pieśniami, Oblubieniec, czyli Chrystus, zagląda przez okno rozmodlonych oczu Oblubienicy, do wnętrza jej duszy, ona zaś sama jest jak gołąbka ukryta w jego ranach, jakby w szczelinach skalnych. Przenikanie duszy i Boga jest stałym motywem w tekstach mistyków, podpowiadającym nam, że pewnego rodzaju wniebowstąpienie i „w-duszę-wstąpienie” dokonuje się już podczas kontemplacji. W Pismach św. Mechtyldy z Hackeborn przybiera ono szczytową formę wymiany oczu kochającego Boga i mistyczki. Mieć kolor oczu Jezusa i widzieć, że Jezus ma moje oczy, to wzruszające poznanie! Pomyśl tylko, że jakimś rodzajem przeżycia Nieba jest już wpatrywanie się w oczy Jezusa choćby na wschodniej ikonie. Kiedy wpatrujesz się w Jego źrenice, dostrzegasz, że Bóg patrzy na ciebie. W twoim wnętrzu widzi swoje niebo, jeśli tylko pozwolisz Mu tam zamieszkać w nieskończoność.
Gdy byłem małym, kilkuletnim chłopcem, często bawiliśmy się w piwnicach spółdzielczego bloku, w którym mieszkaliśmy. Panował tam mrok i zaduch, a małe okienka wpuszczały niewiele światła. Bywało, że zdenerwowany krzykami dzieci sąsiad zamykał na klucz drzwi piwnicy i uwięzieni, szukając wyjścia, zmuszeni byliśmy przeciskać się przez te małe okienka. Choć były ciasne jak ucho igielne, to jednak, gdy tylko głowa zmieściła się w otworze, reszta ciała mogła się już łatwo przecisnąć.
Paweł mówi o Jezusie, że jest Głową całego Ciała Kościoła, czyli nas wszystkich, którzy się przeciskamy przez ciasny otwór do nieba, tuż za Chrystusem. Życie przebiega w mrocznej piwnicy świata, ale na szczęście jest Ten, który wyszedł na światło nieba przez okno wniebowstąpienia. W Nim jest nadzieja naszej przyszłości, pełnej nieopisanego bogactwa Chwały. Wezwanie do głoszenia Ewangelii to ostatecznie nakaz wydobywania z mrocznych labiryntów naszych zabłąkanych losów, ogłoszenie, iż jest okno, które jest wyjściem w inny świat.
Wniebowstąpienie Syna cieśli z Nazaretu było jak zdradzenie nam wyjścia z sytuacji bez wyjścia, jak przeciśnięcie się głowy, która pociąga za sobą drżące ze strachu ciało, jak znalezienie klucza do zamkniętych na siedem grzechów bram oddzielających nas od królestwa Światłości, jak pojawienie się strażaka w oknie płonącego domu na siódmym piętrze, który wspiął się po drabinie, aby uratować przelękłe dziecko. Przecież tak, jak został wzięty do nieba, tak samo przyjdzie do nas – według tego, co oświadczyli aniołowie uczniom.
Za pierwszym razem, gdy przyszedł, został osądzony przez ludzi; gdy przyjdzie drugi raz, On będzie sądził ludzkość. Zanim jednak nastąpi nasze wniebowstąpienie, istnieje „w-duszę-wstąpienie” Chrystusa. Bo przecież zanim spełnią się słowa: „Kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7,7), pragnijmy wpierw usłyszeć inne słowa: „Oto, stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3,20). Niebem jest dla Chrystusa dusza ludzka, Chrystus jest niebem dla duszy człowieka. W Pieśni nad pieśniami, Oblubieniec, czyli Chrystus, zagląda przez okno rozmodlonych oczu Oblubienicy, do wnętrza jej duszy, ona zaś sama jest jak gołąbka ukryta w jego ranach, jakby w szczelinach skalnych. Przenikanie duszy i Boga jest stałym motywem w tekstach mistyków, podpowiadającym nam, że pewnego rodzaju wniebowstąpienie i „w-duszę-wstąpienie” dokonuje się już podczas kontemplacji. W Pismach św. Mechtyldy z Hackeborn przybiera ono szczytową formę wymiany oczu kochającego Boga i mistyczki. Mieć kolor oczu Jezusa i widzieć, że Jezus ma moje oczy, to wzruszające poznanie! Pomyśl tylko, że jakimś rodzajem przeżycia Nieba jest już wpatrywanie się w oczy Jezusa choćby na wschodniej ikonie. Kiedy wpatrujesz się w Jego źrenice, dostrzegasz, że Bóg patrzy na ciebie. W twoim wnętrzu widzi swoje niebo, jeśli tylko pozwolisz Mu tam zamieszkać w nieskończoność.
Subscribe to:
Posts (Atom)