Augustyn Pelanowski OSPPE
Jerycho było wielkim centrum handlowym, gdzie można było spotkać rzymskich celników i żołnierzy, kupców i złodziei. Wiadomość o Rabbim z Nazaretu, który manifestował współczucie i miłosierdzie wobec potępianych, rozniosła się powszechnie i rozbudziła w Zacheuszu nadzieję. Ulice były zatłoczone, niski Zacheusz nie mógł niczego dojrzeć, nawet przepychając się wśród innych. Nikt nie zważał na jego bogate szaty i pozycję społeczną. Wspiął się więc na starą sykomorę i utknął gdzieś w koronie gałęzi. W pewnej chwili pod pniem drzewa, na którym siedział w tak dziecinnej pozycji, zatrzymał się tłum i sam Jezus. „Zacheuszu, zejdź prędko, bo dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zacheusz wspiął się na drzewo, żeby zobaczyć Jezusa, ale zapewne i dlatego, że wszyscy go przerastali, a może dlatego, bo chciał być zauważony? Ludzie poniżeni przez życie często mają marzenia, żeby wspiąć się wysoko w karierze, stać się sławnymi aktorami, wokalistami, chcą być piękni lub wykształceni. Jezus zobaczył nie tylko Zacheusza w koronie sykomory, ale i człowieka wspinającego się ku górze, który chce zdobyć trochę uznania, chociaż tak naprawdę gardzi sobą samym. Zobaczył też, że ta sama tendencja może uaktywnić w nim pragnienie wspinania się ku niebu, od uniżenia aż do korony chwały.
Człowiek wszędzie może zacząć swoje nawrócenie. Żeby jednak w ogóle coś dobrego zaczęło się w nas dziać, potrzeba od czegoś zacząć – nie od czegoś heroicznego i rewolucyjnego, ale czegoś zwykłego, jednego kroku, choćby wejścia na drzewo. Wszystko zaczyna się od kroku w stronę Jezusa. Zacheusz nie przypuszczał nawet, że tak niewinny krok w Jego stronę, może być nie tylko zauważony przez Niego, ale i stać się początkiem przemiany życia. Gdy ty i ja zaczniemy się wspinać na sykomorę modlitwy, zobaczymy nie tylko Jezusa i Jego dobroć względem nas, ale też naszą złość wobec innych.
Sykomora to rodzaj dzikiej figi, która ma owoce o gorszym smaku niż zwykły figowiec. Aby owoce nadawały się do spożycia, na kilka dni przed zerwaniem należało je naciąć na szczycie specjalnym nożem. Jeśli nie były nacięte, pojawiało się robactwo i już tylko ptaki mogły się nimi zająć. Nacięty owoc wydzielał etylen, który przyśpieszał dojrzewanie nawet sąsiednich owoców. Takim nacięciem jest słowo Boga, które rani prawdą i powoduje dojrzewanie do jej wyznania. Jeśli nie, pojawiają się robaki, złe duchy, a nasze serce psuje się jak gnijąca figa. Kiedy Zacheusz widział Jezusa w swoim domu, przyszło mu na myśl to wszystko, co złego uczynił. Przed jego oczami pojawiły się setki ludzi, których oszukał, brutalnie potraktował, wykorzystał, zranił, skrzywdził. Miłosierdzie Chrystusa nie jest dywanem, pod który zamiatamy niewyznane i wciąż popełniane grzechy. Żadna skrucha nie jest autentyczna, jeśli nie pociąga za sobą konkretnych decyzji. Kiedy w szczerości serca patrzymy Bogu w oczy, nie możemy nie zobaczyć zła, które ukrywa się za naszymi powiekami.
Saturday, November 03, 2007
Subscribe to:
Posts (Atom)